***
Czasami
po prostu budzisz się i wiesz, że jesteś.
Tylko tyle, otwierasz oczy i przez otaczający cię świat wiesz, że żyjesz. Czujesz jak twoja klatka
piersiowa unosi się przy każdym oddechu, bicie serca delikatnie wzbudza drgania
w żyłach, a jak się uspokoisz i zamkniesz oczy to usłyszysz szum krwi płynącej
w twoim ciele. „Tętnica główna”- pięć liter, „aorta”. To wtedy właśnie dociera
do ciebie, że żyjesz. Jeżeli tak po prostu otworzyłeś oczy i poczułeś „oddech
życia”, to wiedz, że masz szczęście, bo przeżyłeś, kolejny dzień, tydzień,
miesiąc, rok…
Z
zamyśleń wyrwał mnie krzyk Victorii:
-No
parzysz w końcu kawę czy nie?
Odgarnęłam
kosmyk brązowych włosów i spojrzałam na dzbanek. Już od dobrych trzech minut
stałam z zalaną kawą i patrzyłam tępo w podłogę. Przeniosłam wzrok na
jasnowłosą dziewczynę.
-No
rusz się wreszcie, nie będę wszystkiego za ciebie robić!
Wyszłam
zza lady i skierowałam się do stolika, by obsłużyć klientów. Kątem oka
spoglądałam na zegar umieszczony nad drzwiami wejściowymi. Zbliżała się 22,
powoli mogłam szykować się do wyjścia. Odeszłam na zaplecze i zaczęłam się
przebierać.
-Idziesz
już?- spytała Victoria.
-Tak-
odpowiedziałam
-Czyli
zostaję sama na nocnej zmianie?
-Tak,
ale jeżeli Marliyn znowu cię przyłapie na zapleczu jak się miziasz z klientem
to cię wywali.
-Czy
ty masz mnie za dziwkę?
-Rozumiem,
że to pytanie retoryczne.
-Ty
szmato!- krzyknęła wściekła dziewczyna rzucając się na mnie. Odskoczyłam na bok
i wybiegłam z pomieszczenia. Stanęłam przed kasą i zaczęłam zliczać pieniądze.
W końcu przy klientach nic by mi nie zrobiła. Za bardzo szanowała swoją
„reputacje”.
-Zostawiam
200$ resztę daję do sejfu, nie wydaj na dziwki… och, czekaj, przecież ty sama
nią jesteś- uśmiechnęłam się zawadiacko, złapałam worek pełen śmieci i wyszłam
czując jak atmosfera robi się gęsta i nieprzyjemna.
Była
godzina 22.15. Ciemność rozproszona była przez palące się na ulicach latarnie.
Jednak przy kontenerze panowała całkowita ciemność. Już dawno mieli zrobić coś
z tą lampą znajdującą się w zaułku, jednak kiedy czwarty raz z rzędu została
wybita przez jakiegoś wandala, nikomu się nie chciało. Otworzyłam kontener i do
mojego nosa dotarł ohydny fetor. Wywaliłam worek i odskoczyłam chcąc złapać
świeżego powietrza.
-Proszę,
proszę, co to za śliczna dzieweczka mi się tu przybłąkała- usłyszałam głos za
swoimi plecami- To co, dajesz mi kasę i się zabawimy, coo?- spytał przeciągle
patrząc na mnie lubieżnym wzrokiem. Skrzywiłam się widząc stan nieczystości
mężczyzny, a następnie dotarła do mnie powaga sytuacji i fala przerażenia.
Odsunęłam się dotykając plecami kontenera.
-Nic nie mam przy sobie, zostaw
mnie!- krzyknęłam.
-Cii, nie ma co krzyczeć, a sądzę,
że dać mi coś możesz- mężczyzna zbliżał się do mnie, a kiedy był już
wystarczająco blisko, skuliłam się ze strachu. Gdyby tylko na chwilę się zatrzymał, mogłabym uciec. Nie goń mnie, nie
ruszaj się. Proszę kurwa, nie ruszaj się. Przygryzłam wargi, odepchnęłam od
siebie faceta i ze łzami w oczach zaczęłam biec najszybciej jak umiałam.
Odwróciłam głowę, by zobaczyć czy mnie nie goni, ale w mroku dostrzegłam tylko
nieruchomą sylwetkę oprawcy. Nie biegł za mną, może mu się nie chciało?
Otworzyłam drzwi i zmęczona rzuciłam
się na kanapę. Czułam się strasznie wyczerpana, jakby ktoś całą energię ze mnie
wyssał. Zamknęłam oczy i zasnęłam, w ubraniu i butach, tak po prostu. Nie miała
siły, aby się rozebrać. W sumie nawet nie zwróciłam na to najmniejszej uwagi,
było mi całkiem wygodnie, a mój umysł teraz nie potrzebował niczego innego jak
właśnie snu.
Nad ranem zwlokłam się z łóżka i
przygarbiona ruszyłam w stronę lodówki. Warto napomknąć, że nie mieszkam w
super wielkim pałacu z 36 sypialniami i 15 łazienkami, podłoga nie jest
marmurowa, a sklepienie ozdobione niezwykłymi malunkami. Mimo wszystko nie
narzekam. Moje mieszkanie jest małe, wynajmowane, a nawet kibel i łazienka mają
osobne pomieszczenia. Kawalerka niczego sobie, a jeszcze większej piękności
dodaje jej słowo „moja”, kit, że wynajmowana. Tak więc otworzyłam lodówkę i
wyjęłam karton mleka. Upiłam parę łyków, po czym ostatni z nich wyplułam do
zlewu. Pomachałam kartonem i dało się słyszeć, że mleko nabrało konsystencji
śmietany. Ponownie spojrzałam w głąb lodówki i zobaczyłam kawałek dziwnie
wyglądającej szynki i zwiędnięty koperek. Mruknęłam niewyraźnie pod nosem
siarczyste przekleństwo i poszłam do łazienki. Po szybkim ogarnięciu się miałam
zamiar wyjść do sklepu po małe zakupy, ale w tym momencie rozległo się pukanie
do drzwi. Otworzyłam je i ujrzałam panią Thomson, przemiłą sąsiadkę z na
przeciwka.
-Witaj Viki- tak, tutaj należy
napomknąć, że mam na imię tak samo jak ta panna z baru- Victoria, z tą różnicą,
że wolę jak się do mnie mówi zdrobniale, a ona… cóż, ona jest jakimś dziwnym
anormalnym przypadkiem, który pozjadał wszystkie rozumy świata mając przy tym
większe ego niż powinna posiadać- Przyniosłam trochę ciasta i zapiekankę,
akurat dzisiaj przyjeżdża do mnie mój wnuczek, bardzo lubi zapiekanki, ale
oczywiście nie zapomniałam o tobie. Mój wnusio to takie kochane dziecko,
ostatnio grał główną rolę w szkolnym przedstawieniu, niestety nie dałam radę
przyjść- dodała ze smutkiem ostatnie słowa.
-Bardzo pani dziękuję- uśmiechnęłam
się biorąc od staruszki jedzenie- może pani wejdzie i napije się czegoś?
-Nie, nie dziękuję, moja droga. Och,
zapomniałabym, to dla ciebie- podała mi książeczkę z krzyżówkami- To za
naprawienie mi zegarka w kuchni. Kukułka jeszcze nigdy nie kukała tak
wesolutko.
-Pięknie dziękuję proszę pani- po
krótkich pożegnaniach, zamknęłam drzwi i dobrałam się do reklamówki z jedzeniem.
Poczuwszy wspaniały zapach świeżutkiej zapiekanki, usłyszałam i poczułam jak
kiszki zaczynają mi grać marsz żałobny z głodu. Odstawiłam na pusty blat
kuchenny jedzenie i otworzyłam szafkę w poszukiwaniu kubka. Byłam pewna, że gdzieś tu jest. Kurde,
dlaczego nie może zawsze stać na blacie. Zamknęłam szafkę i ze złością
spojrzałam na jedzenie, a tam, obok torby stał mój kubek. Stwierdziłam, że powoli zaczynam robić się ślepa, albo,
że głupieję, bo co za debil nie widziałby dużego, czerwonego kubka.
Zaparzyłam
sobie herbatę i zabrałam się za jedzenie. Musiałam przyznać, że pani Thomson
nie miała sobie równych. Można to było powiązać z faktem, że była emerytowaną
kucharką jak i to, że prowadziła przez jakiś okres swojego życia własną
cukiernię. Niestety jeszcze przed emeryturą musiała ją zamknąć ze względu na
masową produkcję różnych ciast, deserów, pączków czy drożdżówek. Maszyny
zastąpiły ludzkie ręce, w ten sposób sprawiając, że interes się nie utrzymał.
Po przejściu na emeryturę wciąż poświęcała się swojej pasji, jednak tylko dla
rodziny i bliskich znajomych. Jakby nie patrzeć, byłam rad, że zaliczałam się
do tej niewielkiej grupy. Od samego początku jak tutaj zamieszkałam sąsiadka mi
pomagała. Była pierwszą życzliwą mi osobą, którą spotkałam po opuszczeniu sierocińca.
Samego pobytu w domu dziecka nie
wspominam za dobrze. W sumie nie ja jedna. W końcu jak można wspominać miejsce,
gdzie najczęściej trafiały dzieci niechciane. Były też takie osoby, które
pomimo braku rodziców miały jakąś inną rodzinę, bliższą bądź dalszą, ale przez
różne sytuację tamci nie chcieli się nimi zając. Ja trafiłam z bardzo
powszechnego i nie miłego powodu- zostałam porzucona. Jakiś mężczyzna znalazł
mnie w drodze do domu na jakimś pustkowiu. Trochę się natrudził zanim mnie
znalazł, ale podobno wyłam strasznie wniebogłosy. Przywiózł mnie do pierwszego
lepszego ośrodka i tam już zostałam. Ponoć miałam od samego początku ze sobą
wisiorek, który został mi zabrany przez opiekunkę i na szczęście oddany w dniu,
w którym opuszczałam przybytek. Mieszkanie znaleźli mi oni, a raczej zostało
ono wydzielone z jakiegoś specjalnego programu wsparcia młodych. Wraz z
niewielką odprawą mogłam na spokojnie poszukać sobie pracy, co okazało się nie
być w cale takie łatwe. Jednak w końcu się udało. I w ten sposób latając w
fartuszku, odsługuję różnych dziwnych typów w barze „Hungry Rabbit”. Praca
moich marzeń to nie jest, ale póki mam z tego na czynsz i zaspokojenie
podstawowych potrzeb, to jest okey. Zwłaszcza, że zdarzają się całkiem ładne
napiwki.
Zjadłam ostatni kęs ciasta i
rozłożyłam się wygodnie na kanapie. Tak, to było cudowne uczucie. Wyciągnęłam
portfel i wysypałam na stół kasę. Po odliczeniu części na czynsz i odłożeniu
jej na półkę, resztę spakowałam z powrotem i wyszłam do sklepu na niewielkie zakupy.
Dzień jak co dzień, tylko mogłoby być więcej kasy. Stanęłam przed pasami
czekając na zmianę świateł. Nagle poczułam jak ktoś się przepycha i wbiega na
ulicę. Rozległ się głośny klakson, samochód był za blisko i szanse na
wyhamowanie pojazdu były nikłe. Boże,
człowieku, zatrzymaj ten samochód, błagam. Pomyślałam nie chcąc być
świadkiem wypadku. Jak na wezwanie, samochód zatrzymał się, a gość pobiegł
dalej. Odetchnęłam cicho i przeszłam przez pasy na zielonym świetle. Znowu
poczułam się zmęczona, mimo przespania całej nocy, energia ponownie jak gdyby
ze mnie wypłynęła. Z drugiej strony co za
idiota wbiega na ulice? Życie mu było nie miłe? Co jest z tymi ludźmi, wszędzie
są idioci!
Złapałam za koszyk i po wybraniu
kilku niezbędnych artykułów stanęłam przy kasie. Przede mną była kobieta z
rozwrzeszczanym dzieciakiem, obok mnie przy drugiej kasie jakiś pacan kłócił
się z kasjerką o cenę jakiegoś produktu. Wszędzie był wrzask, pisk i wkurzające
mnie istoty. Czułam jak żyłka zaczyna mi pulsować.
-Dzień dobry- uśmiechnęła się
kasjerka wymuszonym uśmiechem i zaczęła kasować produkty. Odpowiedziałam jej
tym samym, sztucznym wyrazem twarzy- Należy się 20,35$
Sięgnęłam ręką do kieszeni i
zamarłam wyczuwając pustkę. Chwyciłam za drugą kieszeń, to samo. Zaczęłam
przetrząsać kieszenie spodni, ale portfela nie było. Kasjerka widząc
przerażenie na mojej twarzy powiedziała:
-Udawanie nic nie da, na kreskę nie
dajemy.
-Żadnej Kreki nie potrzebuję, ktoś
mi portfel pode… no co za chuj popierdolony, mógł go ten samochód trzepnąć!
-Jak się pani wyraża?!- upomniała
mnie kasjerka. Spojrzałam na nią bez wyrazu i szepnęłam słabo:
-Niech pani wszystko wycofa, wrócę
jak się dowiem kim jest ten złodziej.
Wkurzona wyszłam ze sklepu i skierowałam
się na komisariat. Z daleka usłyszałam wycie syren karetki. Mam nadzieję, że to ty, chuju. Mruknęłam
w myślach idąc przed siebie.
Moje
nogi stały się jakby ociężałe, sprawiając, że każdy krok był dla mnie wielkim
wyzwaniem, a umysł uparcie domagał się snu. No
co jest?! Spałam całą noc, może to ciśnienie wariuje?
Żeby
kogoś tak w biały dzień okraść, a ja się martwiłam, żeby kierowca nie wbił mu
zderzaka w dupę.
Na komendzie spędziłam trochę czasu,
ale w końcu przyjął mnie policjant, który miał obowiązek wysłuchać moich
zeznań. Opisałam swój portfel i jego zawartość, a facet sporządzał raport,
zadając jakieś dodatkowe pytania odnośnie miejsca przestępstwa i całej
sytuacji. Nagle do pokoju wpadł kolejny gliniarz trzymając woreczek strunowy z
zawartością.
-Masakryczny wypadek!- powiedział,
ale widząc mnie zamilkł.
-Zaraz porozmawiamy- rzekł do kolegi
i zwrócił się do mnie- Co się pani tak przygląda koledze, na kawę to po pracy.
-To mój portfel- odpowiedziałam
uważnie przyglądając się zawartości woreczka.
-Jak to twój?- spytał policjant
-No ten, który został skradziony-
odpowiedziałam nie wierząc we własne szczęście.
-To co, zatrzymujemy ją?- spytał
„strażnik” woreczka.
-A po za portfelem to mają coś ze
sobą wspólnego?
-Gość kradnie jej portfel, chwile
później zostaje zmasakrowany przez rozpędzony autobus?
-Jak to zmasakrowany?- zrobiłam
wielkie oczy.
-Według światków wbiegł na ulicę po
czym stanął. Nic więcej, zero, żadnych ruchów, ponoć ciało wciąż miał pochylone
jak do biegu, a następnie… cóż, autobus nie wyhamował. Jedna ofiara śmiertelna,
dwanaście rannych i jedna w ciężkim stanie, oczywiście to kierowca.
-I co to ma wspólnego z moim
portfelem?- zapytałam
-A ona ciągle swoje- policjant
trzymający portfel przewrócił oczami.
-Dobra, przygotuję papiery do
podpisania i możesz iść.
Wróciłam do sklepu po zakupy.
Ponownie stanęłam w kolejce do kasy i zaczęłam rozmyślać nad własnym
szczęściem. Najpierw człowiek mnie prawie taranuje i zabiera mi kasę, mało nie
wpada pod samochód, a następnie i tak ginie na ulicy przejechany przez autobus,
coś jak oszukać przeznaczenie, tylko w prawdziwej wersji. Czemu jednak się
zatrzymał? Załamał się marnym łupem?
-20,35$- usłyszałam od kasjerki i
podałam jej pieniądze- O, widzi pani, był sens robienia widowiska z powodu
zapomnianego portfela? Następnym razem proszę na spokojnie wrócić do domu i go
poszukać.
-Nie zapomniałam go, ktoś mi go
ukradł- a potem wylądował pod autobusem-
dodałam w myślach.
-Jak tam pani sobie uważa- mruknęła
pod nosem wydając resztę.
Suka
pomyślałam oschle idąc w stronę domu. Korzystając z wolnego dnia wybrałam
dłuższą trasę, aby dotlenić się oraz zaznać odrobinę ruchu. Wciąż nie mogłam
uwierzyć w to co się stało. Sumienie mówiło mi, że to moja wina, ale logika się
z tym nie zgadzała. Jak mogłam być winna czemuś na co nie miałam wpływu? Koleś
sam sobie zgotował taki los będąc nieuczciwym i głupim. Ale czemu się nie ruszał? Przynajmniej o jednego idiotę mniej.
Świat powinien zrobić coś z tą narastającą głupotą. Zamyślona weszłam na ulicę
i mało nie przejechało mnie auto, które stanęło z piskiem opon przede mną.
-Jak jeździsz kutasie!- krzyknęłam
już wnerwiona. Od wczorajszego wieczoru prześladował mnie pech.
-A ty jak chodzisz masochistyczna
babo?- z samochodu wychyliła się znajoma mi twarz, ale nie mogłam rozpoznać
skąd ją znam.
-To kup sobie nowe okulary, bo te
zamiast słońca mózg ci przyćmiewają- odparłam czując jak mi ciśnienie skacze.
-Te, lala, ty chyba nie wiesz do
kogo mówisz.
-Możesz być i samym Iron Manem… ups-
i w ten sposób dotarło do mnie z kim zadarłam.
-No właśnie- wyminął mnie i sobie
pojechał.
Chyba jednak czas zainwestować w telewizor- pomyślałam i ruszyłam w
stronę domu, aby zrealizować swój plan- pójść spać, bo jednak tego dnia
zmęczenie strasznie szybko mnie dopadło.
Na końcu masz literówkę: "ale logika się z tym ni zgadzała." - zjadłaś "e", w "nie" ;)
OdpowiedzUsuńGłupoty gadasz, jest bardzo ciekawe! Jak na pierwszy rozdział jest naprawdę dużo akcji. Niby nakreślasz życie bohaterki, jej pracę w barze, próbę napadu, skradzenie portfela i sytuację z sierocińcem, ale robisz to w sposób bardzo dynamiczny!
No i jeszcze to zatrzymywanie się ludzi! :) Niby taki drobny szczegół, a dobrą chwilę zajęło mi rozgryzienie go :)
... Prosze pisz dalej...
OdpowiedzUsuńHa! Znalazłam chwilkę wolnego czasu i przybyłam na twego bloga - gomene, że tak późno.
OdpowiedzUsuńNa po czatku chciałabym powiedzieć, ze niezmiernie mi miło, ze kolejna osoba zjawiła się w gronie czytelników mego opowiadania - naturalnie ja również zamierzam czytać twoje- co najmniej nie dla samego faktu jakiejś takiej wymiany, ale dlatego, że teraz,gdy przeczytałam ten pierwszy rozdział, który tu opublikowałaś, bardzo się zainteresowałam twym opowiadaniem.
Rozdział pierwszy, jak na sam początek jest obszerny, to spory plus, wiele się tu dzieje i trzeba czytać powolutku by wszystko wyłapać. Widzę już początek tego co kreślisz o swej głównej bohaterce, do której ,nawiasem mówiąc, odczuwam sympatię... Przeklinam niemal tyle co ona sama XD Przez co świetnie bawiłam się czytając, w jaki sposób kogoś wzywała. Oby tak dalej - kocham takie zabarwienia komediowe, to może być interesujące w rozwinięciu. Krótkie spotkanie ze Starkiem, było tylko przedsmakiem wielkich dialogów, jakie mogą tu powstać. Już nie mogę się doczekać kolejnych not spod twych rąk...
Zapraszam też do siebie, na kolejny rozdział
Powiem tyle: PISZ DALEJ! Chciałam napisać jakiś długi komentarz, ale czas mi na to nie pozwala. Tak więc czekam na następny rozdział. Weny życzę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Margaret :*
Super opowiadanie jest MEGA bardzo się cieszę że tu trafiłam :) jesli porównam to ze swoim to.. ughh przede mną lata pracy :\ Nie odbiegając od tematu- naprawdę super i nie mówię tego tylko żeby zając miejsce w komentarzu. Bardzo prawdziwe;ten cuchnący facet, skwaszone mleko, skradziony portfel, wypadek. Jednak myślę że ona nie jest wcale taką zwykłą dziewczyną. To co pomyśli się dzieje, woow! Ale wtedy musi bardzo uważać bo jeśli przy wypłacie powie "Wsadź sobie w dupe te marne grosze" to.. Yyy ogarnij się! Przepraszam ale mój mozg i ja- nie dobrana para :\ Okej wracając (Znowu..) nie mogę sie doczekać aż przeczytam 2rozdział i aż mnie zżera ciekawość. A no i oczywiście najlepszy moment tego rozdziału:
OdpowiedzUsuń-Możesz być i samym Iron Manem… ups- i w ten sposób dotarło do mnie z kim zadarłam.
-No właśnie- wyminął mnie i sobie pojechał.
MEGA!! Już nie przeciągam i lecę dalej :) No i dodaje na moją listę ><! A oto moje blogi o Marvel (pierwszy) i DC (drugi)(Przy twoim topnieją w oczach :\)
http://nordycka25.blogspot.com
http://the-flashy-story.blogspot.com
Pozdrawiam Uradowana czytaniem BlueNight'y !!