niedziela, 19 listopada 2017

Rozdział VI

                Zatrzymali się w jakimś obskurnym hotelu, albo raczej Thor zameldował tam swojego brata, a sam poszedł załatwiać swoje sprawy. Choć pewnym było że tak naprawdę chciał się zobaczyć ze swoją lubą. Czas gonił, a Loki gnił w pokoju, który aż się prosił o remont. Owszem, mógł rzucić iluzję na miejsce i przez chwilę poczuć się jak pan na włościach. Jednak stwierdził, że nie byłby to zbyt mądry pomysł. Wolał wiedzieć, co w jakim jest stanie, żeby nie złapać jakiegoś syfu. Proponował bratu, by od razu wzięli się do roboty, jednak ten zarządził, by zabrać się za to z samego rana, aby nie siać zbytniego zamętu. Zresztą ponoć sam się zastanawiał czy jest sens werbowania do tego wszystkiego Mścicieli. Z drugiej strony oni zapewne wiedzieli by do kogo mogła się udać Victoria.
Cmoknął ustami i podszedł do okna przyglądając się ruchliwym ulicom Nowego Jorku. Nawet nocą te miasto żyło. Hordy pijanych i roześmianych ludzi, żółte taksówki trąbiące na siebie na wzajem i świecące po oczach neony. Ziemia tak bardzo się zmieniła od czasu kiedy bywał tutaj częściej. Oparł się o okienną framugę, a czoło przyłożył do zimnej szyby.
                -Zdziwiłabyś się jak świat, który znałaś tak bardzo się zmienił- pomyślał po czym cicho westchnął. Tyle stuleci minęło, a dla niego i jego długowieczności był to zaledwie moment, niczym parę dni. W sercu odczuwał dziwną pustkę, która łączyła się z żalem, bezradnością i złością na samego siebie. W końcu jak mógł być tak głupi i naiwny by wdać się w relacje z podrzędną rasą. Jednak... ile by dał, by w tym momencie nie być sam.

                Tego wieczoru w karczmie panował straszny harmider. Może była to sprawka mężczyzn, którzy po kolejnej wyprawie wrócili z dość cennymi łupami i historiami do opowiedzenia przy piwie i kurtyzanach, które z chęcią ich słuchały jednocześnie licząc na sowite wynagrodzenie. Muzyka grała, a w nozdrza kuł zapach opiekanego na palenisku mięsiwa. Wśród tego całego rozgardiaszu, między stolikami kręciła się smukła dziewczyna o jasnobrązowych włosach i błękitnych oczach. Miała na sobie długą suknie do kostek, na ramionach zarzucone brązowe palto, a w dłoni dzierżyła tacę z pustymi już kuflami. Drugą ręką starała się zebrać kolejne naczynia, jednak w tym momencie poczuła srogiego klapsa na swoich pośladkach. Zaskoczona i zlękniona przytrzymała obiema rękoma tacę, która z tego wszystkiego prawie wypadła jej z rąk i odwróciła się do pijanego mężczyzny.
                -No laleczko, a może miałabyś ochotę usiąść i posłuchać o moich przygodach. A potem może małe co nieco w ramach nagrody za ciężkie trudy wielkiego woja- zaczął wesoło patrząc na nią pożądliwie.
                -Ciężkie trudy? Toż to od miesiąca Panie przychodzisz tu wieczorami, kiedy pozostali mężni wojacy wyruszyli na różne wyprawy- odrzekła kobieta, a siedząca przy mężczyźnie niewiasta zachichotała.
                -Odpuść Panie, to Thalia, po za napitkiem i jadłem nie masz na co od niej liczyć. Nie jeden próbował i nie jeden poległ- odezwała się słodko przysuwając się do woja- Za to ja Panie, mogę zapewnić ci całonocną rozkosz- tu ugryzła go w ucho i cicho zamruczała.
Jasnowłosa tylko przewróciła oczami i ruszyła w stronę baru by odłożyć puste kufle. W tym samym momencie otworzyły się drzwi karczmy i do środka wkroczył ciemnowłosy mężczyzna. Z niechęcią rozejrzał się dookoła, po czym z odrazą obrzucił spojrzeniem biesiadujących.
Nie widząc żadnego wolnego miejsca podszedł do baru i przysiadł przy nim. Niecierpliwie zerknął na uwijającą się w pośpiechu dziewczynę. Kiedy ta skończyła podawać do stołów zamówione potrawy i napoje, zwróciła się do mężczyzny stając zaraz obok jego krzesła:
                -Piwo- rzekł krótko.
                -Wino- odpowiedziała.
                -Słucham?- spytał zdziwiony czarnowłosy.
                -Kultura sugeruje by najpierw się powitać, po wymówieniu wymienionych uprzejmości można przystąpić do złożenia zamówienia następującymi słowami: "Chciałbym...", "Poproszę..." itd.
                -Bezczelna jesteś- odparł mężczyzna
                -Wymagając kultury... hm... możliwe, ale przynajmniej ci tutaj- ogarnęła wzrokiem całą sale- Znają ogładę. Dzięki temu odkąd tu pracuje, nie było bójek, awantur i rękoczynów. Tak więc... Słucham Pana?
                -Poproszę piwo- odparł zszokowany mężczyzna
                -Czyż nie było to proste?- uśmiechnęła się niebieskooka po czym postawiła przed mężczyzną kufel- Chociaż proponowałabym coś ciepłego. Wygląda na to że strasznie Pan przemarzł. Paskuda pogoda dzisiaj.
                -Nie robi na mnie większego wrażenia. Przyzwyczaiłem się- odparł sucho.
                -Nie jest Pan stąd. Niech Pan wybaczy moją śmiałość, ale kojarzę każdego kto tu przychodzi.
                -Podróżuję... musiałem coś  z a ł a t w i ć w okolicy- zaakcentował przedostatnie słowo.
Thalia mruknęła coś cicho pod nosem i już miała się ponownie odezwać do przybysza, kiedy poczuła czyjąś rękę na swoim ramieniu, a po chwili jak ktoś drugą dłonią masując jej udo zbliżał się niebezpiecznie w stronę jej krocza.
                -No maleńka, nie udawaj takiej niedostępnej- rozległ się głos przy jej uchu, a ona od razu rozpoznała w nim mężczyznę, który już wcześniej próbował swoich nieudolnych podbojów miłosnych. Błyskawicznie odwróciła się w jego stronę i posłała w jego policzek siarczystego liścia.
Całej sytuacji przyglądał się przybysz. Pozostali zajęci byli swoimi sprawami i głośną zabawą. Nie zauważyli również jak pijany mężczyzna bez zawahania oddał kobiecie cios. Kobieta zachwiała się i pewnie upadłaby na podłogę, gdyby nie przytrzymał jej czarnowłosy, któremu padła w ramiona. Lekko otumanioną usadził na krześle, przy którym sam przed chwilą siedział, po czym podszedł do woja. Próbował wyprowadzić w niego cios, jednak jego pięść została zablokowana przez śmiejącego się do rozpuku pijaka. I z tym uśmiechem upadł na podłogę, bo mężczyzna przed nim rozpłyną się, po czym nie wiedzieć skąd pojawił się za nim jednocześnie rozbijając mu na głowie kufel.
Podszedł szybko do dziewczyny, po czym pociągnął ją z krzesła.
                -Jest jakieś tylne wyjście?- mruknął jej do ucha
                -Mhm- odmruknęła niewyraźnie, po czym trzymając się jedną ręką za głowę, drugą chwyciła dłoń przybysza i pociągnęła go za bar.
                Wyszli na mroźne powietrze. Akurat zaczęła się zamieć. Przeszli parę kroków, a widząc jak dziewczyna zaczyna się trząść zielonooki zdjął swoje ciepłe, wykonane ze zwierzęcej skóry okrycie i przykrył nim dziewczynę.
                -Zmarzniesz- jęknęła cicho opierając się przed nałożeniem "płaszcza".
                -Mi to nie grozi- odpowiedział sucho mężczyzna
                -Kim w ogóle jesteś?- spytała po chwili, kiedy ten zaczął ją ciągnąc tylko w sobie znanym kierunku.
                -Jestem... Loki- odpowiedział po chwili zawahania.

                Z zamyśleń wyrwał go głos jego brata, który właśnie wszedł do pokoju. Powoli odwrócił się w jego stronę. Blondyn wyglądał na zadowolonego z siebie. W sumie to nic dziwnego, nie było go z pięć godzin, przez ten czas można zrobić wiele rzeczy... naprawdę dużo. Syn Odyna rozwalił się na jednym z łóżek opierając czarny parasol, który był jego cennym młotem, o szafkę nocną. Loki przysiadł na drugim posłaniu i spojrzał pytająco na Gromowładnego.
                -Może zamiast pieprzyć się z ziemianką skupiłbyś się na odnalezieniu dziewczyny?- spytał Kłamca.
                -Cóż, zrobiłem jedno i drugie- odparł wesoło- Doctor Stephen Strange. Musimy go znaleźć, prawdopodobnie do niego mogła się udać. Szach mat braciszku- rzucił na końcu uradowany.
                Czarnowłosy z niesmakiem opadł na poduszkę. Był trochę zirytowany. On musiał zrezygnować ze swoich uciech na rzecz odnalezienia Viki, a jego brat lata po Midgardzie do swojej panienki, robi to co chce i zasłania się zdobywaniem informacji. Najbardziej zabolało go jednak to, że mimo wszystko dowiedział się gdzie ona może się znajdować i ni jak nie ma jak się przyczepić do postępowania brata. Pozostawało mu tylko zacisnąć zęby i wytrwać.

***

                Zostałam na noc u Starka i Pepper. Początkowo kobieta była zdziwiona tym, że nie przynoszę żadnych wieści od Marliyn, ale po wyjaśnieniu całej tej sytuacji zaoferowała pomoc. Jeszcze w tej samej chwili Stark zaczął przeszukiwać bazę danych, by po paru minutach wręczyć mi kartkę z adresem doktora. Jak już wcześniej wspomniałam, byli na tyle mili że zaproponowali mi również nocleg.
                Po ostatniej nocy spędzonej najpierw w jaskini, a potem w szałasie, łóżko było niemalże luksusem. Wzięłam długą kąpiel w ogromnej wannie, a moje ciuchy trafiły do pralni. Czułam się tutaj swobodniej niż w Asgardzie. Szczerze mówiąc strasznie brakowało mi ziemi. Wśród bogów czułam się strasznie nieswojo.
Dmuchnęłam w pianę, która zaczęła łaskotać mnie w nos i powróciłam do rozmyślań.
Asgard istnieje, ja mam super moce. Muszę znaleźć kolesia, który pozwoli mi to wszystko okiełznać. Obecnie siedzę w wieży Starka. Inaczej: biorę kąpiel w wieży Starka. Nie mogłam uwierzyć we własne szczęście, o ile można było to nazwać szczęściem. Kto wie, może wezmą mnie do Avengersów? Mimo wszystko wzdrygnęłam się na samą myśl. Ratowanie ludzi nigdy jakoś nie było moim marzeniem. Fakt, nigdy nie przechodziłam obojętnie obok potrzebujących, jednak latanie w pelerynie i masce jakoś nigdy mnie nie kręciło.
Podniosłam się z wody i wytarłam się ręcznikiem, po czym założyłam szlafrok.
Zmęczona opadłam na łóżko i prawie natychmiast oddałam się w objęcia Morfeusza. Tego mi brakowało. Kąpieli, kolacji i wygodnego łóżka. Nareszcie mogłam odpocząć.

                Następnego dnia, z samego rana pożegnałam się z gospodarzami i wyruszyłam w poszukiwaniu adresu, który widniał na kartce papieru. Chciałam również pożegnać się z ochroniarzem, który dzień wcześniej utrudniał mi dostanie się do wieży Starka, jednak w budce czatował jego zastępca. Plus sytuacji był taki, że dostałam numer Pepper, która niemalże nakazała mi do siebie dzwonić w razie jakiś problemów. Tony, cóż, ten życzył mi tylko powodzenia i powrócił do swoich zajęć.
Dzień zapowiadał się cudownie. Pomimo późnej jesieni było nawet ciepło. Na niebie było parę chmurek, ale słońce dzielnie się przez nie przebijało, pięknie oświetlając różnobarwne liście, które jeszcze cudem trzymały się na drzewach. Szłam akurat przez Central Park i napawałam się widokiem. Korzystając z pomocy Wujka Google próbowałam ustalić mniej więcej kierunek poszukiwań. Jednocześnie zastanawiając się kim dokładniej może być Strange. W internecie znalazłam  jakieś poszczególne informacje, jednak to wciąż było niewiele. Kluczowym też było to co mogłabym mu powiedzieć. A właśnie na tym polegał problem. Co niby miałam powiedzieć kolesiowi, którego nigdy na oczy nie widziałam, a miał mnie de facto nauczyć kontroli mocy. Było to dla mnie śmieszne, ponieważ jakby do mnie ktoś zapukał z prośbą o naukę czarowania to daną osobę bym po prostu wyśmiała. Pozostawała jeszcze kwestia tego czy adres podany na kartce jest prawidłowy. Głupio by wyglądało jakbym zrobiła wjazd na chatę osobie, która nie miałaby pojęcia co obca baba do niego mówi. W końcu słowa takie jak "Asgard", "As", "Odyn", "Thor" i "Loki" nie są jakoś szczególnie często spotykane w naszym świecie, a samo słowo "magia" kojarzy się z bajkami i opowiastkami dla dzieci, a w momencie jak próbuje się to przenieść na jakąś bardziej poważną sferę, człowiek uznawany jest za wariata, albo krótko mówiąc głupka. Sytuacja jak dla mnie była patowa. Ale z drugiej strony nie miałam za wiele do stracenia. W razie jakby nie udało mi się skontaktować ze Strangem, wystarczyło wrócić do Starka. Ten poprzez Tarcze czy Mścicieli skontaktowałby się z Jane, albo i z samym Thorem i powróciłabym do Asgardu. Zawsze pozostawała też opcja by po prostu zniknąć i zacząć wszystko na nowo. Nauczyć się kontrolować swoje wybryki w sposób, który nie zagrażałby zwykłym ludziom i na nowo zyskać wolność i beztroskę. Jednocześnie mogłabym się gdzieś przeprowadzić, zmienić imię i nazwisko i udawać, że to życie nigdy nie miało miejsca.
Z takimi to myślami stanęłam pod drzwiami mieszkania tzw. Stephena Stranga. Wystarczyło tylko zapukać. Przez moment się wahałam zastygając z zamiarem delikatnego uderzenia pięścią, jednak w ostatniej chwili zrezygnowałam. Napięcie się odwróciłam i zeszłam ze schodów. Jednak nie dane mi było dojść nawet do chodnika.

***

                Zirytowany Loki masował sobie skronie siedząc na kanapie u Tonego Starka. Thor krążył od jednej ściany do drugiej nie wierząc we własnego pecha. Iron Man przyglądał się zaistniałej sytuacji z rozbawieniem, a Pepper nie przejmując się niczym powoli sączyła sobie kawę przy porannej gazecie.
                -Że była tutaj?- jeszcze raz spytał Kłamca.
                -Ano- odparł spokojnie Stark- Minęliście się z nią. Wyszła od nas jakieś czterdzieści minut temu?- tu spojrzał pytająco na swoją ukochaną.
                -Trzydzieści siedem- kobieta nawet nie oderwała wzroku od gazety.
                -To co, koniaczku na poprawę humoru?- klasnął w dłonie miliarder przybliżając się do barku.
                -Poproszę- odparli niemal jednocześnie bracia, po czym spojrzeli po sobie zdziwieni.
Jak to głupie sytuacje łączą ludzi.
Pepper cmoknęła tylko niezadowolona usłyszawszy pomysł swojego mężczyzny, jednak nie skomentowała. Domyślała się że bogowie przebyli niełatwą podróż by odnaleźć dziewczynę, a los z nich sobie paskudnie zakpił.
                -Biednemu to wiatr w oczy- rzekł Thor sadowiąc się obok brata
                -I chuj w dupę- dodał Stark siadając naprzeciwko nich- Szukała niejakiego Stephena Stranga. Ponoć miał jej w czymś pomóc. Do nas przyszła po adres. W sumie dobrze kombinowała, w ciągu paru minut znalazłem.
                -Nam też możesz dać ten adres- stwierdził Kłamca
                -I dam, oczywiście, ale prócz tego możecie również liczyć na moją niezawodną i cenną radę.
Rudowłosa parsknęła pod nosem przez co prawie pobrudziła się kawą. Stark zignorował ją, a widząc zaciekawione spojrzenie braci kontynuował:
                -Dajcie jej spokój.
                -Słucham?- Thor miał minę jakby się właśnie przesłyszał.
                -Dajcie jej spokój- powtórzył Tony- Niech załatwi to co ma załatwić. Jak będzie trzeba to wróci. Zresztą mam jakieś dziwne przeczucie że tego potrzebuje.
                -Ty i przeczucie- mruknął pod nosem czarnowłosy przez co został spiorunowany spojrzeniem przez miliardera.
                -Słuchaj kochaniutki, nie znasz mnie to się nie odzywaj.

                -Dobrze, poczekamy dwa dni. Jeżeli do tego czasu dziewczyna się nie odezwie, idziemy po nią- zdecydował Gromowładny, po czym wypił za jednym zamachem całą zawartość szklaneczki. Skrzywił się i spojrzał na brata, który ze spokojem sączył napój ze swojego naczynia. Kłamca znowu miał nieobecne spojrzenie, jakby był zamyślony. Ostatnimi czasy blondyn coraz częściej przyłapywał go na tym, że myślami gdzieś odpływał. Zastanawiał się tylko czy to dobrze, czy też źle, bo co takiego mogło siedzieć Psotnikowi w głowie?