***
Nastała
noc, a ja siedziałam w jakiejś jaskini. Nawet nie umiałam rozpalić ogniska.
Trzęsłam się jak ośka próbując opatulić się jak najszczelniej bluzką. Dawało to
mierny efekt. Drogi do domu nie znałam, a idąc przez parę godzin przed siebie,
ani razu nie natknęłam się choćby na jakieś zwierze. Świat wydawał się być
wymarły. Powoli żałowałam pomysłu ze spacerem. Ale z drugiej strony siedzenie w
murach pałacu jak tzw. ptak w złotej klatce powoli by mnie wykańczało. Oparłam
brodę na kolanach. Wpakowałam się w niezłe gówno. Jednak póki co miałam jeden
cel- przetrwać noc, a jeżeli to się uda to nad ranem zacznę planować jak
zwiększyć swoje szanse na przeżycie. Może jednak Asowie mnie znajdą?
***
Bogowie szybkim krokiem
zmierzali w stronę znalezionej dziury. Gromowładny dzierżył w dłoni swój młot,
a Srebrny Język bawił się swoimi sztyletami. Nie powiedzieli ojcu o ich
wyprawie. Nie chcieli większych kłopotów. Zwłaszcza że ostatnio już i tak dość
mocno mu podpadli.
Spojrzeli w głąb otchłani. Twarz
blondyna nie wyrażała żadnych emocji, za to czarnowłosy był wyraźnie
zniechęcony. Nie uszło to uwadze Thora, który spojrzał na niego i uśmiechnął
się z przekąsem.
-I tak nie miałeś lepszych
planów bracie
-A skąd to możesz wiedzieć-
warknął Loki nawet nie patrząc na brata. Próbował odgadnąć dokąd zabierze ich
tunel. W okolicy były jeszcze dwa prowadzące do dwóch całkiem różnych światów.
Westchnął. Pomijając te rozmyślania to tak. Miał plany. Bardzo prywatne
spotkanie z pewną brązowooką pięknością, które jednak musiał odwołać. Szkoda,
bo opłacone było z góry.
-Powinieneś znaleźć sobie jakąś
normalną kobietę, chodzenie na takie panienki nie przyniesie ci nic dobrego-
Thor jakby odgadł myśli brata. Ten zacisnął usta.
-Nie muszę się użerać z pindą,
która trzyma mnie na smyczy jak psa, plus mogę przebierać w różnych, zależy na
jaką danego dnia mam ochotę. MI to pasuje.
Starszy
brat nie odpowiedział. Mieli ważniejsze rzeczy do roboty niż głupie kłótnie,
jednak nie pochwalał zachowania młodszego brata. Psotnik nie raz zalazł Asom za
skórę, a przez swoje zachowanie wcale nie poprawiał swojego wizerunku. Zdawał
sobie sprawę, że nie zawsze będzie mógł go wybronić i kiedyś ich drogi
kompletnie się rozejdą. No i była też kwestia cierpliwości do niego, która
powoli już mu się kończyła.
-Skaczesz pierwszy- blondyn
klepnął Kłamce w ramię, a ten z trudem utrzymał równowagę.
-Czemu niby?
-Jeszcze się pytasz? Pójdę
przodem to uciekniesz. Loki, nie rób ze mnie barana.
-Nie muszę- mruknął pod nosem,
po czym zrobił krok do przodu. Pochłonął go tunel, a po chwili dołączył do
niego jego brat.
***
Kiedy się obudziłam, poczułam
przyjemne ciepło. Nie byłam już w jaskini, bardziej przypominało to jakiś
szałas pośrodku którego wesoło paliło się ognisko. Rozejrzałam się wolno po
"pomieszczeniu"... stop!... Szałas... ogień... pośrodku... no pożar
jak się patrzy. Przypatrzyłam się mu, nie było wokół niego żadnych kamieni ani
nic. Dym unosił się w górę i wydobywał się z dziury w dachu na powietrze. Ale
po za przyjemnym ciepłem i wesołymi trzaskami, nie było czuć jego zapachu, a
dym leciał idealnie ku górze. I wtedy zobaczyłam. Wokół niego była jakby
delikatna bariera. Magia.
Skoro
istoty tutaj władają magią, to może będą mi w stanie jakoś pomóc.
Wystawiłam
głowę z szałasu. Na zewnątrz było pełno podobnych "mieszkań".
Panowała cisza i tylko wiatr spokojnie muskał moje włosy. Wyszłam całkowicie na
zewnątrz i przeszłam parę kroków. Doszłam do ogromnego ogniska, które chyba
wyznaczało środek wioski. Usiadłam i spojrzałam w niebo. Było widać gwiazdy,
ale konstelacje nie były mi znajome. Usłyszałam kroki. Momentalnie skierowałam
wzrok w stronę odgłosu. Po drugiej stronie ogniska ktoś był i właśnie szedł w
moim kierunku. Kiedy postać stanęła obok mnie, zobaczyłam że jest to kobieta.
Była trochę wyższa ode mnie, miała smukłą twarz i fioletowe włosy związane w
warkocz, który luźno opadał jej na ramię. To co jeszcze było zaskakujące to
kolor jej skóry, który zdawał się być szarawy.
Uszy miała nieco dłuższe, ale zdecydowanie nie przypominały tych jakie miały
elfy.
Zauważyła
że przyglądam się jej z zaciekawieniem. Nie zareagowała, bez słowa usiadła
obok. Nie za bardzo wiedziałam jak się zachować. Zaczęłam się zastanawiać, czy
jest sens zagaić rozmowę, czy w ogóle mnie zrozumie, jakie mają co do mnie
zamiary, kim są, gdzie się znajdujemy i najważniejsze, czy jest możliwość, aby
powrócić jakoś do domu?
-Jest- powiedziała cicho kobieta
-Hm?- mruknęłam zszokowana, bo
nic więcej nie przeszło mi przez gardło
-Możesz wrócić. Zamierzamy ci
pomóc, jednakże osoba, która może to zrobić przybędzie dopiero za jakiś czas.
-Ale... skąd ty... nieee.... nie
grzebałaś mi w myślach?!- ogarnęło mnie przerażenie, nie lubiłam takich
zagrywek.
-Chciałam poznać twoje zamiary-
odpowiedziała spokojnie, bez emocji
-Wystarczyło zapytać- mruknęłam.
Tu kobieta uśmiechnęła się, po raz pierwszy.
-Nie każdy ma szczere zamiary,
nie każdy zawsze powie prawdę. Nauczeni doświadczeniem sami wolimy poznać
intencje przybysza. Obcym nie można ufać.
-Coś
w tym jest- przytaknęłam i ponownie spojrzałam w ogień.
Parę godzin później zostałam
zapoznana z osobą, która miała mi pomóc. Znowu była to kobieta. Tym razem
odziana w długie brązowe szaty. Na jej twarzy malowało się zmęczenie. Podeszła
do mnie i odgarnęła mi włosy z twarzy chcąc mi się przyjrzeć. Zaczęła mamrotać
coś pod nosem w nieznanym mi języku. Odeszła parę kroków i zwróciła się do
dziewczyny, którą poznałam przy palenisku. Zaczęły ze sobą prowadzić ożywioną
dyskusję, a ja tylko stałam jak ten przymuł nie wiedząc co ze sobą zrobić.
Szałas był tej samej wielkości
co ten w którym się obudziłam. Miejsce gdzie prawdopodobnie wcześniej wesoło
palił się ogień pokrywała garstka popiołu. Z sufitu zwisały mieszanki rożnych
roślin. W nozdrza uderzała gama różnych zapachów, których nie byłam w stanie
określić. Domyślałam się że były to na pewno zioła. Prócz nich znajdowały się
dziwne drewniane zawieszki wyglądem przypominające talizmany z nieznanymi mi
znakami.
-Arta powiedziała, że odeślę cię
na Midgard. Najpierw jednak skontaktuje się ze swoim znajomym, by wziął cię pod
swoje skrzydła- powiedziała kobieta z ogniska wyrywając mnie z zamyślenia.
-Nie potrzebuję opieki, Ziemia
jest moim domem, mam gdzie tam iść- odpowiedziałam, a dziewczyna szybko
przetłumaczyła staruszce moje słowa. Ta ze spokojem coś zaczęła jej tłumaczyć.
-Powinien się ktoś zająć tobą i
twoją mocą, która ciągle się rozwija. Potrzebujesz kogoś kto wskaże ci
odpowiednią ścieżkę. Problemem jest to że w twoich żyłach płynie nie tylko
midgardzka krew. Musisz uważać na swoje działania i na osoby którymi się
otaczasz, bo pojawią się istoty, które poprzez twoje ręce, będą chciały
doprowadzić do zguby wiele krain. Nie pozwól stać się marionetką. Musisz nabrać
siły, okiełznać moc, która w tobie płynie, zdobyć wiedzę, która zapobiegnie
zniszczeniu.
Znowu Harry
Potter.
Przebiegło mi przez myśl. Nie chciałam wiele, tylko spokoju, a odkąd spotkałam
na swojej drodze Iron mana, odkąd zaczęły dziać się wokół mnie dziwne rzeczy i
wyruszyłam z Asami do Asgardu, miałam- krótko mówiąc- przesrane.
Staruszka wzdrygnęła nagle. Powiedziała coś
szybko, po czym pośpiesznie wyszła z szałasu. Po chwili dało się słyszeć
poruszenie na zewnątrz. Atmosfera zaczęła napawać niepokojem. Spojrzałam w
stronę dziewczyny, która została, a ta podeszła do wyjścia żeby wyjrzać co się
dzieje. CHwilę tak postała, po czym zwróciła się o mnie.
-Pojawiło się dwóch intruzów,
idą w naszą stronę- serce zabiło mi mocnej, czyżby Thor i Loki mnie znaleźli?
Chciałam wyjść, ale w tym momencie wróciła staruszka i łapiąc mnie za rękę
zaczęła szeptem wypowiadać jakąś formułę.
-Nie ma czasu na skontaktowanie
się z przyjacielem. Kiedy będziesz
już na Ziemi znajdź Stephena Stranga. On ci pomoże. Powiedz że przesyła cię
Arta. Nikomu więcej nic nie mów, nie wyjawiaj za wiele informacji o sobie-
kobieta szybko zaczęła mi tłumaczyć co mam robić.
Próbowałam
wyrazić swój sprzeciw, w końcu mogłam bezpiecznie wrócić do Agardu z bogami,
ale w tym momencie ogarnęła mnie fala ciepła. Poczułam jakbym spadała w jakąś
otchłań i po chwili stałam w jakimś zaułku. Przeszłam parę kroków i znalazłam
się na ruchliwej ulicy Nowego Jorku.
Postanowione.
Musiałam poszukać tego całego Stranga.
Najlepszym sposobem na
znalezienie tego kolesia było udanie się do osoby, która wie niemal wszystko o
dziwnych i podejrzanych typach z NY. Nie mówiąc już o dysponowaniu ogromną bazą
danych, która również ułatwiała odszukanie Stephena. W ten oto sposób znalazłam
się pod ogromnym wieżowcem Starka. Pozostawało tylko pytanie: jak się dostać do
środka?
Podeszłam
do butki ochroniarza i szczerząc zęby wesoło pomachałam. Ten ze znudzeniem
wstał i wyszedł na zewnątrz. Leniwie odpalił papierosa i łypiąc na mnie krzywo,
zaciągnął się dymem.
-A ty tu czego?- spytał
dmuchając przed siebie
-Ja do Starka, muszę z nim
pogadać- odpowiedziałam poważnie
-Jak każda. Co tym razem, ciąża?
Dziecko? Czy może będziesz wciskać kit że jesteś jego zaginioną: siostrą,
córką, kuzynką czy kim tam jeszcze chcesz sobie być- powiedział z sarkazmem i
złośliwym uśmieszkiem- Zjeżdżaj stąd- dodał po czym rzucił mi peta pod nogi i
schował się w czeluściach budki.
Nie
dałam za wygraną. Podeszłam do okienka i energicznie zapukałam.
-Słuchaj lala, wypierdalaj, albo
będziesz musiała tłumaczyć się policji.
-Słuchaj stary, jak nie do
Starka, to chociaż przekaż Pepper Potts, że przyszła dziewczyna od Marilyn. Jak
to zrobisz to dam już spokój i sobie pójdę.
Ochroniarz
niechętnie przysunął krótkofalówkę do ust i wykonał moje polecenie. Czekaliśmy
chwilę w ciszy, by po niecałej minucie usłyszeć pozytywną jak dla mnie komendę:
-Niech wejdzie
Przechodząc
przez bramę odwróciłam się jeszcze w stronę mężczyzny i na odchodne pokazałam
mu środkowy palec. Uwielbiałam mieć rację.
***
-Zauważyłeś, że prawie zawsze
jak jesteśmy razem to wpadamy w jakieś kłopoty?- spytał blondyn próbując
rozerwać krępujące go więzy.
-Jak pech to pech. Przestań się
wiercić, są zabezpieczone zaklęciem, siła nic ci nie pomoże- zganiał go Loki.
Siedzieli
związani plecami do siebie w szałasie. Szukając zaginionej dziewczyny natrafili
na tubylców, którzy ich skrępowali. Początkowo chcieli stawić opór, zabrać
dziewczynę i zwiać, ale Thor uparł się by spróbować pokojowo rozwiązać całą
sytuację. Nie trzeba chyba dodawać, że wszystko zakończyło się fiaskiem? Tak
czy inaczej, zostali pojmani i zaciągnięci do wioski. Nikt z nimi nie
rozmawiał. Z góry zostali potraktowani jak wrogowie.
Do
namiotu weszła starsza kobieta, a za nią potulnie wkroczyła fioletowowłosa dziewczyna.
Ta pierwsza zwróciła się w stronę mężczyzn i zaczęła coś do nich mówić, za to
druga robiła za tłumacza.
Loki
zaśmiał się pobłażliwie, a jego brat ze spokojem powiedział w ich języku:
-Nie potrzebujemy tłumacza, doskonale rozumiemy co do nas mówisz.
Jestem Thor, syn Odyna, pochodzę z Asgardu, a to jest mój brat, Loki.
-Niszczyciel- syknęła z
gniewem kobieta patrząc w zielone tęczówki mężczyzny. Ten tylko się zaśmiał.
-Proszę, proszę. Czyżbym był
sławny aż tutaj?
-To chyba nie jest powód do
radości, jeżeli to nie jest zbyt dobra opinia- stwierdził
blondyn
-Ważne że mówią- u czarnowłosego
pojawił się błysk w oku. Siedzenie tutaj znudziło mu się. Zamierzał w końcu
ruszyć dalej i było mu to bez znaczenia, czy uwolnią się w sposób pokojowy czy
odejdą stąd z wielkim hukiem.
-Szukamy naszej znajomej,
dziewczyny z innego świata...- zaczął tłumaczyć Thor.
-Odesłałam ją do Midgardu. Tam
będzie bezpieczna- tu
z nieufnością spojrzała się na Kłamcę.
-Spokojnie, płotek nie ruszam- zaśmiał się bóg
po czym podniósł się z ziemi. Dłonie dał przed siebie w geście jakby właśnie
pokazywał rozwiązanie jakiejś magicznej sztuczki- Ta daa- uśmiechnął się ironicznie. Warto wspomnieć, że magiczne
sznury, które jeszcze przed chwilą krępowały mu ruchy, były na ziemi.
Kobieta
jakby była na to przygotowana, machnięciem ręki odepchnęła mężczyznę na drugi
koniec szałasu. Ten uderzył plecami o ścianę. Uśmiech nie schodził mu z twarzy.
W jego dłoniach pojawiły się sztylety. Jeden z nich natychmiast pomknął w
stronę kobiety.
-Bracie uspokój się!- krzyknął
Thor szarpiąc się jeszcze bardziej z więzami.
-Pani!- wrzasnęła dziewczyna robiąca za tłumaczkę czując przy szyi
zimne ostrze sztyletu. Kłamca zaszedł ją od tyłu. Przed nimi stała iluzja
tricstera, która po chwili rozmyła się. Starowinka wyciągnęła rękę w stronę
Thora. Loki zaśmiał się.
-Jak dla mnie możesz go nawet zabić. A teraz grzecznie mnie posłucha...-
nie dokończył. Jeden z talizmanów zwisających z sufitu, tan najbliżej jego,
owinął mu się wokół ręki z bronią. Płynnym ruchem przedmiot odciągnął rękę
Kłamcy od dziewczyny, dzięki czemu ta korzystając z okazji wybiegła z namiotu.
Kobieta,
ponownie machnęła ręką, a kolejny talizman oplątał drugą rękę kłamcy.
-Skoro bawimy się w magiczne sztuczki...- mruknął kłamca zrywając ręce
z więzów. Otoczył kobietę swoimi iluzjami, sprawiając ją w zdezorientowanie.
Rzucił w jej stronę sztylet, który zahaczając o rękaw jej szaty przyszpilił do
ściany. Wolną ręką kobieta próbowała go odczepić, jednak bez skutku.
-Spokojnie, też znam parę ciekawych sztuczek, tak łatwo się nie
uwolnisz. A teraz, jak dostać się na Midgard bez przejścia? Po cholerę ją
odesłałaś? Dlaczego miałaby być tam bezpieczna? Tylko tak szybko, szybko, bo
już dość czasu straciliśmy.
-Nie pozwolę by coś jej się stało- syknęła
-No nareszcie mamy ten sam interes!- udając uradowanie klasnął w
dłonie- No dobra, szczegóły, szczegóły-
ponaglał.
-Pani, daję słowo, że włos jej z głowy nie spadnie- Thor zaczął
interweniować, czując że sytuacja robi się powoli patowa.
-Może przy tobie nie spadnie, ale przy nim...- tu kobieta spojrzała
niepewnie na czarnowłosego
-Już mówiłem, byle czym nie zawracam sobie głowy.
-Utalentowany mag, ale za to strasznie głupi, tacy tylko przynoszą wstyd-
skwitowała kobietka.
-Szczegóły- powiedział już mocno zirytowany Loki, nie lubił jak mu
się ubliżało.
-Dobrze, skoro mam wasze słowo, to przeniosę was na Midgard. Ale bądźcie
przeklęci, jeżeli któryś z was dopuści do jej krzywdy.
Więzy
puściły blondyna, ten wstał i podszedł do brata. Loki jednym ruchem sprawił że
ostrze zniknęło, a kobieta stała wolna. Przybliżyła się do pozostałej dwójki.
Kiedy
ta przystąpiła do wysyłania ich na ziemię, Loki zastygł w zamyśleniu.
Czarnowłosy
w duchu uśmiechał się szeroko. Podróż którą uważał za stratę czasu okazywała
się jednak niezwykle cenna. W końcu wychodziło na to że ta nędzna ziemianka nie
jest taką zwykłą osobą. Jeżeli dobrze by wszystko rozegrać, możliwe że
pomogłaby mu na przejęcie tronu w Asgardzie. Dawno nie miał takiego szczęścia,
odpuszczenie sobie nocy z kurtyzaną wyszło mu na dobre, kto by pomyślał.
-Viki, czekaj na mnie w
Midgardzie, wkrótce będziesz moja- pomyślał zielonooki i w tym momencie natknął
się na wzrok kobiety. Był przepełniony złością i przerażeniem, ale było już za
późno. Psotnik zdążył jej tylko posłać buziaka i puścić oczko, bo w tym
momencie zaklęcie zadziałało i go oraz Thora przeniosło do jakiegoś zaułku.
Zaraz obok dało się słychać typowy dla Nowego Jorku uliczny gwar.
Teraz
wystarczyło tylko znaleźć dziewczynę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz