niedziela, 19 listopada 2017

Rozdział VI

                Zatrzymali się w jakimś obskurnym hotelu, albo raczej Thor zameldował tam swojego brata, a sam poszedł załatwiać swoje sprawy. Choć pewnym było że tak naprawdę chciał się zobaczyć ze swoją lubą. Czas gonił, a Loki gnił w pokoju, który aż się prosił o remont. Owszem, mógł rzucić iluzję na miejsce i przez chwilę poczuć się jak pan na włościach. Jednak stwierdził, że nie byłby to zbyt mądry pomysł. Wolał wiedzieć, co w jakim jest stanie, żeby nie złapać jakiegoś syfu. Proponował bratu, by od razu wzięli się do roboty, jednak ten zarządził, by zabrać się za to z samego rana, aby nie siać zbytniego zamętu. Zresztą ponoć sam się zastanawiał czy jest sens werbowania do tego wszystkiego Mścicieli. Z drugiej strony oni zapewne wiedzieli by do kogo mogła się udać Victoria.
Cmoknął ustami i podszedł do okna przyglądając się ruchliwym ulicom Nowego Jorku. Nawet nocą te miasto żyło. Hordy pijanych i roześmianych ludzi, żółte taksówki trąbiące na siebie na wzajem i świecące po oczach neony. Ziemia tak bardzo się zmieniła od czasu kiedy bywał tutaj częściej. Oparł się o okienną framugę, a czoło przyłożył do zimnej szyby.
                -Zdziwiłabyś się jak świat, który znałaś tak bardzo się zmienił- pomyślał po czym cicho westchnął. Tyle stuleci minęło, a dla niego i jego długowieczności był to zaledwie moment, niczym parę dni. W sercu odczuwał dziwną pustkę, która łączyła się z żalem, bezradnością i złością na samego siebie. W końcu jak mógł być tak głupi i naiwny by wdać się w relacje z podrzędną rasą. Jednak... ile by dał, by w tym momencie nie być sam.

                Tego wieczoru w karczmie panował straszny harmider. Może była to sprawka mężczyzn, którzy po kolejnej wyprawie wrócili z dość cennymi łupami i historiami do opowiedzenia przy piwie i kurtyzanach, które z chęcią ich słuchały jednocześnie licząc na sowite wynagrodzenie. Muzyka grała, a w nozdrza kuł zapach opiekanego na palenisku mięsiwa. Wśród tego całego rozgardiaszu, między stolikami kręciła się smukła dziewczyna o jasnobrązowych włosach i błękitnych oczach. Miała na sobie długą suknie do kostek, na ramionach zarzucone brązowe palto, a w dłoni dzierżyła tacę z pustymi już kuflami. Drugą ręką starała się zebrać kolejne naczynia, jednak w tym momencie poczuła srogiego klapsa na swoich pośladkach. Zaskoczona i zlękniona przytrzymała obiema rękoma tacę, która z tego wszystkiego prawie wypadła jej z rąk i odwróciła się do pijanego mężczyzny.
                -No laleczko, a może miałabyś ochotę usiąść i posłuchać o moich przygodach. A potem może małe co nieco w ramach nagrody za ciężkie trudy wielkiego woja- zaczął wesoło patrząc na nią pożądliwie.
                -Ciężkie trudy? Toż to od miesiąca Panie przychodzisz tu wieczorami, kiedy pozostali mężni wojacy wyruszyli na różne wyprawy- odrzekła kobieta, a siedząca przy mężczyźnie niewiasta zachichotała.
                -Odpuść Panie, to Thalia, po za napitkiem i jadłem nie masz na co od niej liczyć. Nie jeden próbował i nie jeden poległ- odezwała się słodko przysuwając się do woja- Za to ja Panie, mogę zapewnić ci całonocną rozkosz- tu ugryzła go w ucho i cicho zamruczała.
Jasnowłosa tylko przewróciła oczami i ruszyła w stronę baru by odłożyć puste kufle. W tym samym momencie otworzyły się drzwi karczmy i do środka wkroczył ciemnowłosy mężczyzna. Z niechęcią rozejrzał się dookoła, po czym z odrazą obrzucił spojrzeniem biesiadujących.
Nie widząc żadnego wolnego miejsca podszedł do baru i przysiadł przy nim. Niecierpliwie zerknął na uwijającą się w pośpiechu dziewczynę. Kiedy ta skończyła podawać do stołów zamówione potrawy i napoje, zwróciła się do mężczyzny stając zaraz obok jego krzesła:
                -Piwo- rzekł krótko.
                -Wino- odpowiedziała.
                -Słucham?- spytał zdziwiony czarnowłosy.
                -Kultura sugeruje by najpierw się powitać, po wymówieniu wymienionych uprzejmości można przystąpić do złożenia zamówienia następującymi słowami: "Chciałbym...", "Poproszę..." itd.
                -Bezczelna jesteś- odparł mężczyzna
                -Wymagając kultury... hm... możliwe, ale przynajmniej ci tutaj- ogarnęła wzrokiem całą sale- Znają ogładę. Dzięki temu odkąd tu pracuje, nie było bójek, awantur i rękoczynów. Tak więc... Słucham Pana?
                -Poproszę piwo- odparł zszokowany mężczyzna
                -Czyż nie było to proste?- uśmiechnęła się niebieskooka po czym postawiła przed mężczyzną kufel- Chociaż proponowałabym coś ciepłego. Wygląda na to że strasznie Pan przemarzł. Paskuda pogoda dzisiaj.
                -Nie robi na mnie większego wrażenia. Przyzwyczaiłem się- odparł sucho.
                -Nie jest Pan stąd. Niech Pan wybaczy moją śmiałość, ale kojarzę każdego kto tu przychodzi.
                -Podróżuję... musiałem coś  z a ł a t w i ć w okolicy- zaakcentował przedostatnie słowo.
Thalia mruknęła coś cicho pod nosem i już miała się ponownie odezwać do przybysza, kiedy poczuła czyjąś rękę na swoim ramieniu, a po chwili jak ktoś drugą dłonią masując jej udo zbliżał się niebezpiecznie w stronę jej krocza.
                -No maleńka, nie udawaj takiej niedostępnej- rozległ się głos przy jej uchu, a ona od razu rozpoznała w nim mężczyznę, który już wcześniej próbował swoich nieudolnych podbojów miłosnych. Błyskawicznie odwróciła się w jego stronę i posłała w jego policzek siarczystego liścia.
Całej sytuacji przyglądał się przybysz. Pozostali zajęci byli swoimi sprawami i głośną zabawą. Nie zauważyli również jak pijany mężczyzna bez zawahania oddał kobiecie cios. Kobieta zachwiała się i pewnie upadłaby na podłogę, gdyby nie przytrzymał jej czarnowłosy, któremu padła w ramiona. Lekko otumanioną usadził na krześle, przy którym sam przed chwilą siedział, po czym podszedł do woja. Próbował wyprowadzić w niego cios, jednak jego pięść została zablokowana przez śmiejącego się do rozpuku pijaka. I z tym uśmiechem upadł na podłogę, bo mężczyzna przed nim rozpłyną się, po czym nie wiedzieć skąd pojawił się za nim jednocześnie rozbijając mu na głowie kufel.
Podszedł szybko do dziewczyny, po czym pociągnął ją z krzesła.
                -Jest jakieś tylne wyjście?- mruknął jej do ucha
                -Mhm- odmruknęła niewyraźnie, po czym trzymając się jedną ręką za głowę, drugą chwyciła dłoń przybysza i pociągnęła go za bar.
                Wyszli na mroźne powietrze. Akurat zaczęła się zamieć. Przeszli parę kroków, a widząc jak dziewczyna zaczyna się trząść zielonooki zdjął swoje ciepłe, wykonane ze zwierzęcej skóry okrycie i przykrył nim dziewczynę.
                -Zmarzniesz- jęknęła cicho opierając się przed nałożeniem "płaszcza".
                -Mi to nie grozi- odpowiedział sucho mężczyzna
                -Kim w ogóle jesteś?- spytała po chwili, kiedy ten zaczął ją ciągnąc tylko w sobie znanym kierunku.
                -Jestem... Loki- odpowiedział po chwili zawahania.

                Z zamyśleń wyrwał go głos jego brata, który właśnie wszedł do pokoju. Powoli odwrócił się w jego stronę. Blondyn wyglądał na zadowolonego z siebie. W sumie to nic dziwnego, nie było go z pięć godzin, przez ten czas można zrobić wiele rzeczy... naprawdę dużo. Syn Odyna rozwalił się na jednym z łóżek opierając czarny parasol, który był jego cennym młotem, o szafkę nocną. Loki przysiadł na drugim posłaniu i spojrzał pytająco na Gromowładnego.
                -Może zamiast pieprzyć się z ziemianką skupiłbyś się na odnalezieniu dziewczyny?- spytał Kłamca.
                -Cóż, zrobiłem jedno i drugie- odparł wesoło- Doctor Stephen Strange. Musimy go znaleźć, prawdopodobnie do niego mogła się udać. Szach mat braciszku- rzucił na końcu uradowany.
                Czarnowłosy z niesmakiem opadł na poduszkę. Był trochę zirytowany. On musiał zrezygnować ze swoich uciech na rzecz odnalezienia Viki, a jego brat lata po Midgardzie do swojej panienki, robi to co chce i zasłania się zdobywaniem informacji. Najbardziej zabolało go jednak to, że mimo wszystko dowiedział się gdzie ona może się znajdować i ni jak nie ma jak się przyczepić do postępowania brata. Pozostawało mu tylko zacisnąć zęby i wytrwać.

***

                Zostałam na noc u Starka i Pepper. Początkowo kobieta była zdziwiona tym, że nie przynoszę żadnych wieści od Marliyn, ale po wyjaśnieniu całej tej sytuacji zaoferowała pomoc. Jeszcze w tej samej chwili Stark zaczął przeszukiwać bazę danych, by po paru minutach wręczyć mi kartkę z adresem doktora. Jak już wcześniej wspomniałam, byli na tyle mili że zaproponowali mi również nocleg.
                Po ostatniej nocy spędzonej najpierw w jaskini, a potem w szałasie, łóżko było niemalże luksusem. Wzięłam długą kąpiel w ogromnej wannie, a moje ciuchy trafiły do pralni. Czułam się tutaj swobodniej niż w Asgardzie. Szczerze mówiąc strasznie brakowało mi ziemi. Wśród bogów czułam się strasznie nieswojo.
Dmuchnęłam w pianę, która zaczęła łaskotać mnie w nos i powróciłam do rozmyślań.
Asgard istnieje, ja mam super moce. Muszę znaleźć kolesia, który pozwoli mi to wszystko okiełznać. Obecnie siedzę w wieży Starka. Inaczej: biorę kąpiel w wieży Starka. Nie mogłam uwierzyć we własne szczęście, o ile można było to nazwać szczęściem. Kto wie, może wezmą mnie do Avengersów? Mimo wszystko wzdrygnęłam się na samą myśl. Ratowanie ludzi nigdy jakoś nie było moim marzeniem. Fakt, nigdy nie przechodziłam obojętnie obok potrzebujących, jednak latanie w pelerynie i masce jakoś nigdy mnie nie kręciło.
Podniosłam się z wody i wytarłam się ręcznikiem, po czym założyłam szlafrok.
Zmęczona opadłam na łóżko i prawie natychmiast oddałam się w objęcia Morfeusza. Tego mi brakowało. Kąpieli, kolacji i wygodnego łóżka. Nareszcie mogłam odpocząć.

                Następnego dnia, z samego rana pożegnałam się z gospodarzami i wyruszyłam w poszukiwaniu adresu, który widniał na kartce papieru. Chciałam również pożegnać się z ochroniarzem, który dzień wcześniej utrudniał mi dostanie się do wieży Starka, jednak w budce czatował jego zastępca. Plus sytuacji był taki, że dostałam numer Pepper, która niemalże nakazała mi do siebie dzwonić w razie jakiś problemów. Tony, cóż, ten życzył mi tylko powodzenia i powrócił do swoich zajęć.
Dzień zapowiadał się cudownie. Pomimo późnej jesieni było nawet ciepło. Na niebie było parę chmurek, ale słońce dzielnie się przez nie przebijało, pięknie oświetlając różnobarwne liście, które jeszcze cudem trzymały się na drzewach. Szłam akurat przez Central Park i napawałam się widokiem. Korzystając z pomocy Wujka Google próbowałam ustalić mniej więcej kierunek poszukiwań. Jednocześnie zastanawiając się kim dokładniej może być Strange. W internecie znalazłam  jakieś poszczególne informacje, jednak to wciąż było niewiele. Kluczowym też było to co mogłabym mu powiedzieć. A właśnie na tym polegał problem. Co niby miałam powiedzieć kolesiowi, którego nigdy na oczy nie widziałam, a miał mnie de facto nauczyć kontroli mocy. Było to dla mnie śmieszne, ponieważ jakby do mnie ktoś zapukał z prośbą o naukę czarowania to daną osobę bym po prostu wyśmiała. Pozostawała jeszcze kwestia tego czy adres podany na kartce jest prawidłowy. Głupio by wyglądało jakbym zrobiła wjazd na chatę osobie, która nie miałaby pojęcia co obca baba do niego mówi. W końcu słowa takie jak "Asgard", "As", "Odyn", "Thor" i "Loki" nie są jakoś szczególnie często spotykane w naszym świecie, a samo słowo "magia" kojarzy się z bajkami i opowiastkami dla dzieci, a w momencie jak próbuje się to przenieść na jakąś bardziej poważną sferę, człowiek uznawany jest za wariata, albo krótko mówiąc głupka. Sytuacja jak dla mnie była patowa. Ale z drugiej strony nie miałam za wiele do stracenia. W razie jakby nie udało mi się skontaktować ze Strangem, wystarczyło wrócić do Starka. Ten poprzez Tarcze czy Mścicieli skontaktowałby się z Jane, albo i z samym Thorem i powróciłabym do Asgardu. Zawsze pozostawała też opcja by po prostu zniknąć i zacząć wszystko na nowo. Nauczyć się kontrolować swoje wybryki w sposób, który nie zagrażałby zwykłym ludziom i na nowo zyskać wolność i beztroskę. Jednocześnie mogłabym się gdzieś przeprowadzić, zmienić imię i nazwisko i udawać, że to życie nigdy nie miało miejsca.
Z takimi to myślami stanęłam pod drzwiami mieszkania tzw. Stephena Stranga. Wystarczyło tylko zapukać. Przez moment się wahałam zastygając z zamiarem delikatnego uderzenia pięścią, jednak w ostatniej chwili zrezygnowałam. Napięcie się odwróciłam i zeszłam ze schodów. Jednak nie dane mi było dojść nawet do chodnika.

***

                Zirytowany Loki masował sobie skronie siedząc na kanapie u Tonego Starka. Thor krążył od jednej ściany do drugiej nie wierząc we własnego pecha. Iron Man przyglądał się zaistniałej sytuacji z rozbawieniem, a Pepper nie przejmując się niczym powoli sączyła sobie kawę przy porannej gazecie.
                -Że była tutaj?- jeszcze raz spytał Kłamca.
                -Ano- odparł spokojnie Stark- Minęliście się z nią. Wyszła od nas jakieś czterdzieści minut temu?- tu spojrzał pytająco na swoją ukochaną.
                -Trzydzieści siedem- kobieta nawet nie oderwała wzroku od gazety.
                -To co, koniaczku na poprawę humoru?- klasnął w dłonie miliarder przybliżając się do barku.
                -Poproszę- odparli niemal jednocześnie bracia, po czym spojrzeli po sobie zdziwieni.
Jak to głupie sytuacje łączą ludzi.
Pepper cmoknęła tylko niezadowolona usłyszawszy pomysł swojego mężczyzny, jednak nie skomentowała. Domyślała się że bogowie przebyli niełatwą podróż by odnaleźć dziewczynę, a los z nich sobie paskudnie zakpił.
                -Biednemu to wiatr w oczy- rzekł Thor sadowiąc się obok brata
                -I chuj w dupę- dodał Stark siadając naprzeciwko nich- Szukała niejakiego Stephena Stranga. Ponoć miał jej w czymś pomóc. Do nas przyszła po adres. W sumie dobrze kombinowała, w ciągu paru minut znalazłem.
                -Nam też możesz dać ten adres- stwierdził Kłamca
                -I dam, oczywiście, ale prócz tego możecie również liczyć na moją niezawodną i cenną radę.
Rudowłosa parsknęła pod nosem przez co prawie pobrudziła się kawą. Stark zignorował ją, a widząc zaciekawione spojrzenie braci kontynuował:
                -Dajcie jej spokój.
                -Słucham?- Thor miał minę jakby się właśnie przesłyszał.
                -Dajcie jej spokój- powtórzył Tony- Niech załatwi to co ma załatwić. Jak będzie trzeba to wróci. Zresztą mam jakieś dziwne przeczucie że tego potrzebuje.
                -Ty i przeczucie- mruknął pod nosem czarnowłosy przez co został spiorunowany spojrzeniem przez miliardera.
                -Słuchaj kochaniutki, nie znasz mnie to się nie odzywaj.

                -Dobrze, poczekamy dwa dni. Jeżeli do tego czasu dziewczyna się nie odezwie, idziemy po nią- zdecydował Gromowładny, po czym wypił za jednym zamachem całą zawartość szklaneczki. Skrzywił się i spojrzał na brata, który ze spokojem sączył napój ze swojego naczynia. Kłamca znowu miał nieobecne spojrzenie, jakby był zamyślony. Ostatnimi czasy blondyn coraz częściej przyłapywał go na tym, że myślami gdzieś odpływał. Zastanawiał się tylko czy to dobrze, czy też źle, bo co takiego mogło siedzieć Psotnikowi w głowie?

środa, 8 listopada 2017

Rozdział V

I tak już nikt tego nie czyta. Ale gdzieś muszę wywalać swoje pomysły. Błędów jeszcze nie sprawdziłam, potem to zrobię.

***

                 Nastała noc, a ja siedziałam w jakiejś jaskini. Nawet nie umiałam rozpalić ogniska. Trzęsłam się jak ośka próbując opatulić się jak najszczelniej bluzką. Dawało to mierny efekt. Drogi do domu nie znałam, a idąc przez parę godzin przed siebie, ani razu nie natknęłam się choćby na jakieś zwierze. Świat wydawał się być wymarły. Powoli żałowałam pomysłu ze spacerem. Ale z drugiej strony siedzenie w murach pałacu jak tzw. ptak w złotej klatce powoli by mnie wykańczało. Oparłam brodę na kolanach. Wpakowałam się w niezłe gówno. Jednak póki co miałam jeden cel- przetrwać noc, a jeżeli to się uda to nad ranem zacznę planować jak zwiększyć swoje szanse na przeżycie. Może jednak Asowie mnie znajdą?

***

                Bogowie szybkim krokiem zmierzali w stronę znalezionej dziury. Gromowładny dzierżył w dłoni swój młot, a Srebrny Język bawił się swoimi sztyletami. Nie powiedzieli ojcu o ich wyprawie. Nie chcieli większych kłopotów. Zwłaszcza że ostatnio już i tak dość mocno mu podpadli.
                Spojrzeli w głąb otchłani. Twarz blondyna nie wyrażała żadnych emocji, za to czarnowłosy był wyraźnie zniechęcony. Nie uszło to uwadze Thora, który spojrzał na niego i uśmiechnął się z przekąsem.
                -I tak nie miałeś lepszych planów bracie
                -A skąd to możesz wiedzieć- warknął Loki nawet nie patrząc na brata. Próbował odgadnąć dokąd zabierze ich tunel. W okolicy były jeszcze dwa prowadzące do dwóch całkiem różnych światów. Westchnął. Pomijając te rozmyślania to tak. Miał plany. Bardzo prywatne spotkanie z pewną brązowooką pięknością, które jednak musiał odwołać. Szkoda, bo opłacone było z góry.
                -Powinieneś znaleźć sobie jakąś normalną kobietę, chodzenie na takie panienki nie przyniesie ci nic dobrego- Thor jakby odgadł myśli brata. Ten zacisnął usta.
                -Nie muszę się użerać z pindą, która trzyma mnie na smyczy jak psa, plus mogę przebierać w różnych, zależy na jaką danego dnia mam ochotę. MI to pasuje.
Starszy brat nie odpowiedział. Mieli ważniejsze rzeczy do roboty niż głupie kłótnie, jednak nie pochwalał zachowania młodszego brata. Psotnik nie raz zalazł Asom za skórę, a przez swoje zachowanie wcale nie poprawiał swojego wizerunku. Zdawał sobie sprawę, że nie zawsze będzie mógł go wybronić i kiedyś ich drogi kompletnie się rozejdą. No i była też kwestia cierpliwości do niego, która powoli już mu się kończyła.
                -Skaczesz pierwszy- blondyn klepnął Kłamce w ramię, a ten z trudem utrzymał równowagę.
                -Czemu niby?
                -Jeszcze się pytasz? Pójdę przodem to uciekniesz. Loki, nie rób ze mnie barana.
                -Nie muszę- mruknął pod nosem, po czym zrobił krok do przodu. Pochłonął go tunel, a po chwili dołączył do niego jego brat.

***

                Kiedy się obudziłam, poczułam przyjemne ciepło. Nie byłam już w jaskini, bardziej przypominało to jakiś szałas pośrodku którego wesoło paliło się ognisko. Rozejrzałam się wolno po "pomieszczeniu"... stop!... Szałas... ogień... pośrodku... no pożar jak się patrzy. Przypatrzyłam się mu, nie było wokół niego żadnych kamieni ani nic. Dym unosił się w górę i wydobywał się z dziury w dachu na powietrze. Ale po za przyjemnym ciepłem i wesołymi trzaskami, nie było czuć jego zapachu, a dym leciał idealnie ku górze. I wtedy zobaczyłam. Wokół niego była jakby delikatna bariera. Magia.
Skoro istoty tutaj władają magią, to może będą mi w stanie jakoś pomóc.
Wystawiłam głowę z szałasu. Na zewnątrz było pełno podobnych "mieszkań". Panowała cisza i tylko wiatr spokojnie muskał moje włosy. Wyszłam całkowicie na zewnątrz i przeszłam parę kroków. Doszłam do ogromnego ogniska, które chyba wyznaczało środek wioski. Usiadłam i spojrzałam w niebo. Było widać gwiazdy, ale konstelacje nie były mi znajome. Usłyszałam kroki. Momentalnie skierowałam wzrok w stronę odgłosu. Po drugiej stronie ogniska ktoś był i właśnie szedł w moim kierunku. Kiedy postać stanęła obok mnie, zobaczyłam że jest to kobieta. Była trochę wyższa ode mnie, miała smukłą twarz i fioletowe włosy związane w warkocz, który luźno opadał jej na ramię. To co jeszcze było zaskakujące to kolor jej skóry, który zdawał się być szarawy. Uszy miała nieco dłuższe, ale zdecydowanie nie przypominały tych jakie miały elfy.
Zauważyła że przyglądam się jej z zaciekawieniem. Nie zareagowała, bez słowa usiadła obok. Nie za bardzo wiedziałam jak się zachować. Zaczęłam się zastanawiać, czy jest sens zagaić rozmowę, czy w ogóle mnie zrozumie, jakie mają co do mnie zamiary, kim są, gdzie się znajdujemy i najważniejsze, czy jest możliwość, aby powrócić jakoś do domu?
                -Jest- powiedziała cicho kobieta
                -Hm?- mruknęłam zszokowana, bo nic więcej nie przeszło mi przez gardło
                -Możesz wrócić. Zamierzamy ci pomóc, jednakże osoba, która może to zrobić przybędzie dopiero za jakiś czas.
                -Ale... skąd ty... nieee.... nie grzebałaś mi w myślach?!- ogarnęło mnie przerażenie, nie lubiłam takich zagrywek.
                -Chciałam poznać twoje zamiary- odpowiedziała spokojnie, bez emocji
                -Wystarczyło zapytać- mruknęłam. Tu kobieta uśmiechnęła się, po raz pierwszy.
                -Nie każdy ma szczere zamiary, nie każdy zawsze powie prawdę. Nauczeni doświadczeniem sami wolimy poznać intencje przybysza. Obcym nie można ufać.
                -Coś w tym jest- przytaknęłam i ponownie spojrzałam w ogień.

                Parę godzin później zostałam zapoznana z osobą, która miała mi pomóc. Znowu była to kobieta. Tym razem odziana w długie brązowe szaty. Na jej twarzy malowało się zmęczenie. Podeszła do mnie i odgarnęła mi włosy z twarzy chcąc mi się przyjrzeć. Zaczęła mamrotać coś pod nosem w nieznanym mi języku. Odeszła parę kroków i zwróciła się do dziewczyny, którą poznałam przy palenisku. Zaczęły ze sobą prowadzić ożywioną dyskusję, a ja tylko stałam jak ten przymuł nie wiedząc co ze sobą zrobić.
                Szałas był tej samej wielkości co ten w którym się obudziłam. Miejsce gdzie prawdopodobnie wcześniej wesoło palił się ogień pokrywała garstka popiołu. Z sufitu zwisały mieszanki rożnych roślin. W nozdrza uderzała gama różnych zapachów, których nie byłam w stanie określić. Domyślałam się że były to na pewno zioła. Prócz nich znajdowały się dziwne drewniane zawieszki wyglądem przypominające talizmany z nieznanymi mi znakami.
                -Arta powiedziała, że odeślę cię na Midgard. Najpierw jednak skontaktuje się ze swoim znajomym, by wziął cię pod swoje skrzydła- powiedziała kobieta z ogniska wyrywając mnie z zamyślenia.
                -Nie potrzebuję opieki, Ziemia jest moim domem, mam gdzie tam iść- odpowiedziałam, a dziewczyna szybko przetłumaczyła staruszce moje słowa. Ta ze spokojem coś zaczęła jej tłumaczyć.
                -Powinien się ktoś zająć tobą i twoją mocą, która ciągle się rozwija. Potrzebujesz kogoś kto wskaże ci odpowiednią ścieżkę. Problemem jest to że w twoich żyłach płynie nie tylko midgardzka krew. Musisz uważać na swoje działania i na osoby którymi się otaczasz, bo pojawią się istoty, które poprzez twoje ręce, będą chciały doprowadzić do zguby wiele krain. Nie pozwól stać się marionetką. Musisz nabrać siły, okiełznać moc, która w tobie płynie, zdobyć wiedzę, która zapobiegnie zniszczeniu.
Znowu Harry Potter. Przebiegło mi przez myśl. Nie chciałam wiele, tylko spokoju, a odkąd spotkałam na swojej drodze Iron mana, odkąd zaczęły dziać się wokół mnie dziwne rzeczy i wyruszyłam z Asami do Asgardu, miałam- krótko mówiąc- przesrane.
 Staruszka wzdrygnęła nagle. Powiedziała coś szybko, po czym pośpiesznie wyszła z szałasu. Po chwili dało się słyszeć poruszenie na zewnątrz. Atmosfera zaczęła napawać niepokojem. Spojrzałam w stronę dziewczyny, która została, a ta podeszła do wyjścia żeby wyjrzać co się dzieje. CHwilę tak postała, po czym zwróciła się o mnie.
                -Pojawiło się dwóch intruzów, idą w naszą stronę- serce zabiło mi mocnej, czyżby Thor i Loki mnie znaleźli? Chciałam wyjść, ale w tym momencie wróciła staruszka i łapiąc mnie za rękę zaczęła szeptem wypowiadać jakąś formułę.
                -Nie ma czasu na skontaktowanie się z przyjacielem. Kiedy będziesz już na Ziemi znajdź Stephena Stranga. On ci pomoże. Powiedz że przesyła cię Arta. Nikomu więcej nic nie mów, nie wyjawiaj za wiele informacji o sobie- kobieta szybko zaczęła mi tłumaczyć co mam robić.
Próbowałam wyrazić swój sprzeciw, w końcu mogłam bezpiecznie wrócić do Agardu z bogami, ale w tym momencie ogarnęła mnie fala ciepła. Poczułam jakbym spadała w jakąś otchłań i po chwili stałam w jakimś zaułku. Przeszłam parę kroków i znalazłam się na ruchliwej ulicy Nowego Jorku.
Postanowione. Musiałam poszukać tego całego Stranga.

                Najlepszym sposobem na znalezienie tego kolesia było udanie się do osoby, która wie niemal wszystko o dziwnych i podejrzanych typach z NY. Nie mówiąc już o dysponowaniu ogromną bazą danych, która również ułatwiała odszukanie Stephena. W ten oto sposób znalazłam się pod ogromnym wieżowcem Starka. Pozostawało tylko pytanie: jak się dostać do środka?
Podeszłam do butki ochroniarza i szczerząc zęby wesoło pomachałam. Ten ze znudzeniem wstał i wyszedł na zewnątrz. Leniwie odpalił papierosa i łypiąc na mnie krzywo, zaciągnął się dymem.
                -A ty tu czego?- spytał dmuchając przed siebie
                -Ja do Starka, muszę z nim pogadać- odpowiedziałam poważnie
                -Jak każda. Co tym razem, ciąża? Dziecko? Czy może będziesz wciskać kit że jesteś jego zaginioną: siostrą, córką, kuzynką czy kim tam jeszcze chcesz sobie być- powiedział z sarkazmem i złośliwym uśmieszkiem- Zjeżdżaj stąd- dodał po czym rzucił mi peta pod nogi i schował się w czeluściach budki.
Nie dałam za wygraną. Podeszłam do okienka i energicznie zapukałam.
                -Słuchaj lala, wypierdalaj, albo będziesz musiała tłumaczyć się policji.
                -Słuchaj stary, jak nie do Starka, to chociaż przekaż Pepper Potts, że przyszła dziewczyna od Marilyn. Jak to zrobisz to dam już spokój i sobie pójdę.
Ochroniarz niechętnie przysunął krótkofalówkę do ust i wykonał moje polecenie. Czekaliśmy chwilę w ciszy, by po niecałej minucie usłyszeć pozytywną jak dla mnie komendę:
                -Niech wejdzie
Przechodząc przez bramę odwróciłam się jeszcze w stronę mężczyzny i na odchodne pokazałam mu środkowy palec. Uwielbiałam mieć rację.

***

                -Zauważyłeś, że prawie zawsze jak jesteśmy razem to wpadamy w jakieś kłopoty?- spytał blondyn próbując rozerwać krępujące go więzy.
                -Jak pech to pech. Przestań się wiercić, są zabezpieczone zaklęciem, siła nic ci nie pomoże- zganiał go Loki.
Siedzieli związani plecami do siebie w szałasie. Szukając zaginionej dziewczyny natrafili na tubylców, którzy ich skrępowali. Początkowo chcieli stawić opór, zabrać dziewczynę i zwiać, ale Thor uparł się by spróbować pokojowo rozwiązać całą sytuację. Nie trzeba chyba dodawać, że wszystko zakończyło się fiaskiem? Tak czy inaczej, zostali pojmani i zaciągnięci do wioski. Nikt z nimi nie rozmawiał. Z góry zostali potraktowani jak wrogowie.
Do namiotu weszła starsza kobieta, a za nią potulnie wkroczyła fioletowowłosa dziewczyna. Ta pierwsza zwróciła się w stronę mężczyzn i zaczęła coś do nich mówić, za to druga robiła za tłumacza.
Loki zaśmiał się pobłażliwie, a jego brat ze spokojem powiedział w ich języku:
                -Nie potrzebujemy tłumacza, doskonale rozumiemy co do nas mówisz. Jestem Thor, syn Odyna, pochodzę z Asgardu, a to jest mój brat, Loki.
                -Niszczyciel- syknęła z gniewem kobieta patrząc w zielone tęczówki mężczyzny. Ten tylko się zaśmiał.
                -Proszę, proszę. Czyżbym był sławny aż tutaj?
                -To chyba nie jest powód do radości, jeżeli to nie jest zbyt dobra opinia- stwierdził blondyn
                -Ważne że mówią- u czarnowłosego pojawił się błysk w oku. Siedzenie tutaj znudziło mu się. Zamierzał w końcu ruszyć dalej i było mu to bez znaczenia, czy uwolnią się w sposób pokojowy czy odejdą stąd z wielkim hukiem.
                -Szukamy naszej znajomej, dziewczyny z innego świata...- zaczął tłumaczyć Thor.
                -Odesłałam ją do Midgardu. Tam będzie bezpieczna- tu z nieufnością spojrzała się na Kłamcę.
                -Spokojnie, płotek nie ruszam- zaśmiał się bóg po czym podniósł się z ziemi. Dłonie dał przed siebie w geście jakby właśnie pokazywał rozwiązanie jakiejś magicznej sztuczki- Ta daa- uśmiechnął się ironicznie. Warto wspomnieć, że magiczne sznury, które jeszcze przed chwilą krępowały mu ruchy, były na ziemi.
Kobieta jakby była na to przygotowana, machnięciem ręki odepchnęła mężczyznę na drugi koniec szałasu. Ten uderzył plecami o ścianę. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. W jego dłoniach pojawiły się sztylety. Jeden z nich natychmiast pomknął w stronę kobiety.
                -Bracie uspokój się!- krzyknął Thor szarpiąc się jeszcze bardziej z więzami.
                -Pani!- wrzasnęła dziewczyna robiąca za tłumaczkę czując przy szyi zimne ostrze sztyletu. Kłamca zaszedł ją od tyłu. Przed nimi stała iluzja tricstera, która po chwili rozmyła się. Starowinka wyciągnęła rękę w stronę Thora. Loki zaśmiał się.
                -Jak dla mnie możesz go nawet zabić. A teraz grzecznie mnie posłucha...- nie dokończył. Jeden z talizmanów zwisających z sufitu, tan najbliżej jego, owinął mu się wokół ręki z bronią. Płynnym ruchem przedmiot odciągnął rękę Kłamcy od dziewczyny, dzięki czemu ta korzystając z okazji wybiegła z namiotu.
Kobieta, ponownie machnęła ręką, a kolejny talizman oplątał drugą rękę kłamcy.
                -Skoro bawimy się w magiczne sztuczki...- mruknął kłamca zrywając ręce z więzów. Otoczył kobietę swoimi iluzjami, sprawiając ją w zdezorientowanie. Rzucił w jej stronę sztylet, który zahaczając o rękaw jej szaty przyszpilił do ściany. Wolną ręką kobieta próbowała go odczepić, jednak bez skutku.
                -Spokojnie, też znam parę ciekawych sztuczek, tak łatwo się nie uwolnisz. A teraz, jak dostać się na Midgard bez przejścia? Po cholerę ją odesłałaś? Dlaczego miałaby być tam bezpieczna? Tylko tak szybko, szybko, bo już dość czasu straciliśmy.
                -Nie pozwolę by coś jej się stało- syknęła
                -No nareszcie mamy ten sam interes!- udając uradowanie klasnął w dłonie- No dobra, szczegóły, szczegóły- ponaglał.
                -Pani, daję słowo, że włos jej z głowy nie spadnie- Thor zaczął interweniować, czując że sytuacja robi się powoli patowa.
                -Może przy tobie nie spadnie, ale przy nim...- tu kobieta spojrzała niepewnie na czarnowłosego
                -Już mówiłem, byle czym nie zawracam sobie głowy.
                -Utalentowany mag, ale za to strasznie głupi, tacy tylko przynoszą wstyd- skwitowała kobietka.
                -Szczegóły- powiedział już mocno zirytowany Loki, nie lubił jak mu się ubliżało.
                -Dobrze, skoro mam wasze słowo, to przeniosę was na Midgard. Ale bądźcie przeklęci, jeżeli któryś z was dopuści do jej krzywdy.
Więzy puściły blondyna, ten wstał i podszedł do brata. Loki jednym ruchem sprawił że ostrze zniknęło, a kobieta stała wolna. Przybliżyła się do pozostałej dwójki.
Kiedy ta przystąpiła do wysyłania ich na ziemię, Loki zastygł w zamyśleniu.
Czarnowłosy w duchu uśmiechał się szeroko. Podróż którą uważał za stratę czasu okazywała się jednak niezwykle cenna. W końcu wychodziło na to że ta nędzna ziemianka nie jest taką zwykłą osobą. Jeżeli dobrze by wszystko rozegrać, możliwe że pomogłaby mu na przejęcie tronu w Asgardzie. Dawno nie miał takiego szczęścia, odpuszczenie sobie nocy z kurtyzaną wyszło mu na dobre, kto by pomyślał.
                -Viki, czekaj na mnie w Midgardzie, wkrótce będziesz moja- pomyślał zielonooki i w tym momencie natknął się na wzrok kobiety. Był przepełniony złością i przerażeniem, ale było już za późno. Psotnik zdążył jej tylko posłać buziaka i puścić oczko, bo w tym momencie zaklęcie zadziałało i go oraz Thora przeniosło do jakiegoś zaułku. Zaraz obok dało się słychać typowy dla Nowego Jorku uliczny gwar.

Teraz wystarczyło tylko znaleźć dziewczynę.