Zatrzymali
się w jakimś obskurnym hotelu, albo raczej Thor zameldował tam swojego brata, a
sam poszedł załatwiać swoje sprawy. Choć pewnym było że tak naprawdę chciał się
zobaczyć ze swoją lubą. Czas gonił, a Loki gnił w pokoju, który aż się prosił o
remont. Owszem, mógł rzucić iluzję na miejsce i przez chwilę poczuć się jak pan
na włościach. Jednak stwierdził, że nie byłby to zbyt mądry pomysł. Wolał
wiedzieć, co w jakim jest stanie, żeby nie złapać jakiegoś syfu. Proponował
bratu, by od razu wzięli się do roboty, jednak ten zarządził, by zabrać się za
to z samego rana, aby nie siać zbytniego zamętu. Zresztą ponoć sam się
zastanawiał czy jest sens werbowania do tego wszystkiego Mścicieli. Z drugiej
strony oni zapewne wiedzieli by do kogo mogła się udać Victoria.
Cmoknął
ustami i podszedł do okna przyglądając się ruchliwym ulicom Nowego Jorku. Nawet
nocą te miasto żyło. Hordy pijanych i roześmianych ludzi, żółte taksówki
trąbiące na siebie na wzajem i świecące po oczach neony. Ziemia tak bardzo się
zmieniła od czasu kiedy bywał tutaj częściej. Oparł się o okienną framugę, a
czoło przyłożył do zimnej szyby.
-Zdziwiłabyś się jak świat, który znałaś tak bardzo się zmienił- pomyślał
po czym cicho westchnął. Tyle stuleci minęło, a dla niego i jego
długowieczności był to zaledwie moment, niczym parę dni. W sercu odczuwał
dziwną pustkę, która łączyła się z żalem, bezradnością i złością na samego
siebie. W końcu jak mógł być tak głupi i naiwny by wdać się w relacje z podrzędną
rasą. Jednak... ile by dał, by w tym momencie nie być sam.
Tego wieczoru w karczmie panował
straszny harmider. Może była to sprawka mężczyzn, którzy po kolejnej wyprawie
wrócili z dość cennymi łupami i historiami do opowiedzenia przy piwie i
kurtyzanach, które z chęcią ich słuchały jednocześnie licząc na sowite
wynagrodzenie. Muzyka grała, a w nozdrza kuł zapach opiekanego na palenisku
mięsiwa. Wśród tego całego rozgardiaszu, między stolikami kręciła się smukła
dziewczyna o jasnobrązowych włosach i błękitnych oczach. Miała na sobie długą
suknie do kostek, na ramionach zarzucone brązowe palto, a w dłoni dzierżyła
tacę z pustymi już kuflami. Drugą ręką starała się zebrać kolejne naczynia,
jednak w tym momencie poczuła srogiego klapsa na swoich pośladkach. Zaskoczona
i zlękniona przytrzymała obiema rękoma tacę, która z tego wszystkiego prawie
wypadła jej z rąk i odwróciła się do pijanego mężczyzny.
-No laleczko, a może miałabyś
ochotę usiąść i posłuchać o moich przygodach. A potem może małe co nieco w ramach
nagrody za ciężkie trudy wielkiego woja- zaczął wesoło patrząc na nią
pożądliwie.
-Ciężkie trudy? Toż to od
miesiąca Panie przychodzisz tu wieczorami, kiedy pozostali mężni wojacy
wyruszyli na różne wyprawy- odrzekła kobieta, a siedząca przy mężczyźnie
niewiasta zachichotała.
-Odpuść Panie, to Thalia, po za
napitkiem i jadłem nie masz na co od niej liczyć. Nie jeden próbował i nie
jeden poległ- odezwała się słodko przysuwając się do woja- Za to ja Panie, mogę
zapewnić ci całonocną rozkosz- tu ugryzła go w ucho i cicho zamruczała.
Jasnowłosa tylko
przewróciła oczami i ruszyła w stronę baru by odłożyć puste kufle. W tym samym
momencie otworzyły się drzwi karczmy i do środka wkroczył ciemnowłosy
mężczyzna. Z niechęcią rozejrzał się dookoła, po czym z odrazą obrzucił
spojrzeniem biesiadujących.
Nie widząc
żadnego wolnego miejsca podszedł do baru i przysiadł przy nim. Niecierpliwie
zerknął na uwijającą się w pośpiechu dziewczynę. Kiedy ta skończyła podawać do
stołów zamówione potrawy i napoje, zwróciła się do mężczyzny stając zaraz obok
jego krzesła:
-Piwo- rzekł krótko.
-Wino- odpowiedziała.
-Słucham?- spytał zdziwiony
czarnowłosy.
-Kultura sugeruje by najpierw
się powitać, po wymówieniu wymienionych uprzejmości można przystąpić do
złożenia zamówienia następującymi słowami: "Chciałbym...",
"Poproszę..." itd.
-Bezczelna jesteś- odparł
mężczyzna
-Wymagając kultury... hm...
możliwe, ale przynajmniej ci tutaj- ogarnęła wzrokiem całą sale- Znają ogładę.
Dzięki temu odkąd tu pracuje, nie było bójek, awantur i rękoczynów. Tak więc...
Słucham Pana?
-Poproszę piwo- odparł
zszokowany mężczyzna
-Czyż nie było to proste?-
uśmiechnęła się niebieskooka po czym postawiła przed mężczyzną kufel- Chociaż
proponowałabym coś ciepłego. Wygląda na to że strasznie Pan przemarzł. Paskuda
pogoda dzisiaj.
-Nie robi na mnie większego
wrażenia. Przyzwyczaiłem się- odparł sucho.
-Nie jest Pan stąd. Niech Pan
wybaczy moją śmiałość, ale kojarzę każdego kto tu przychodzi.
-Podróżuję... musiałem coś z a ł a t w i ć w okolicy- zaakcentował
przedostatnie słowo.
Thalia mruknęła
coś cicho pod nosem i już miała się ponownie odezwać do przybysza, kiedy
poczuła czyjąś rękę na swoim ramieniu, a po chwili jak ktoś drugą dłonią
masując jej udo zbliżał się niebezpiecznie w stronę jej krocza.
-No maleńka, nie udawaj takiej
niedostępnej- rozległ się głos przy jej uchu, a ona od razu rozpoznała w nim
mężczyznę, który już wcześniej próbował swoich nieudolnych podbojów miłosnych.
Błyskawicznie odwróciła się w jego stronę i posłała w jego policzek
siarczystego liścia.
Całej sytuacji
przyglądał się przybysz. Pozostali zajęci byli swoimi sprawami i głośną zabawą.
Nie zauważyli również jak pijany mężczyzna bez zawahania oddał kobiecie cios.
Kobieta zachwiała się i pewnie upadłaby na podłogę, gdyby nie przytrzymał jej
czarnowłosy, któremu padła w ramiona. Lekko otumanioną usadził na krześle, przy
którym sam przed chwilą siedział, po czym podszedł do woja. Próbował
wyprowadzić w niego cios, jednak jego pięść została zablokowana przez
śmiejącego się do rozpuku pijaka. I z tym uśmiechem upadł na podłogę, bo
mężczyzna przed nim rozpłyną się, po czym nie wiedzieć skąd pojawił się za nim
jednocześnie rozbijając mu na głowie kufel.
Podszedł szybko
do dziewczyny, po czym pociągnął ją z krzesła.
-Jest jakieś tylne wyjście?-
mruknął jej do ucha
-Mhm- odmruknęła niewyraźnie, po
czym trzymając się jedną ręką za głowę, drugą chwyciła dłoń przybysza i
pociągnęła go za bar.
Wyszli na mroźne powietrze.
Akurat zaczęła się zamieć. Przeszli parę kroków, a widząc jak dziewczyna
zaczyna się trząść zielonooki zdjął swoje ciepłe, wykonane ze zwierzęcej skóry
okrycie i przykrył nim dziewczynę.
-Zmarzniesz- jęknęła cicho
opierając się przed nałożeniem "płaszcza".
-Mi to nie grozi- odpowiedział
sucho mężczyzna
-Kim w ogóle jesteś?- spytała po
chwili, kiedy ten zaczął ją ciągnąc tylko w sobie znanym kierunku.
-Jestem... Loki- odpowiedział po
chwili zawahania.
Z zamyśleń wyrwał go głos jego
brata, który właśnie wszedł do pokoju. Powoli odwrócił się w jego stronę. Blondyn
wyglądał na zadowolonego z siebie. W sumie to nic dziwnego, nie było go z pięć
godzin, przez ten czas można zrobić wiele rzeczy... naprawdę dużo. Syn Odyna
rozwalił się na jednym z łóżek opierając czarny parasol, który był jego cennym
młotem, o szafkę nocną. Loki przysiadł na drugim posłaniu i spojrzał pytająco
na Gromowładnego.
-Może zamiast pieprzyć się z
ziemianką skupiłbyś się na odnalezieniu dziewczyny?- spytał Kłamca.
-Cóż, zrobiłem jedno i drugie-
odparł wesoło- Doctor Stephen Strange. Musimy go znaleźć, prawdopodobnie do
niego mogła się udać. Szach mat braciszku- rzucił na końcu uradowany.
Czarnowłosy z niesmakiem opadł
na poduszkę. Był trochę zirytowany. On musiał zrezygnować ze swoich uciech na
rzecz odnalezienia Viki, a jego brat lata po Midgardzie do swojej panienki,
robi to co chce i zasłania się zdobywaniem informacji. Najbardziej zabolało go
jednak to, że mimo wszystko dowiedział się gdzie ona może się znajdować i ni
jak nie ma jak się przyczepić do postępowania brata. Pozostawało mu tylko
zacisnąć zęby i wytrwać.
***
Zostałam na noc u Starka i
Pepper. Początkowo kobieta była zdziwiona tym, że nie przynoszę żadnych wieści
od Marliyn, ale po wyjaśnieniu całej tej sytuacji zaoferowała pomoc. Jeszcze w
tej samej chwili Stark zaczął przeszukiwać bazę danych, by po paru minutach
wręczyć mi kartkę z adresem doktora. Jak już wcześniej wspomniałam, byli na
tyle mili że zaproponowali mi również nocleg.
Po ostatniej nocy spędzonej
najpierw w jaskini, a potem w szałasie, łóżko było niemalże luksusem. Wzięłam
długą kąpiel w ogromnej wannie, a moje ciuchy trafiły do pralni. Czułam się
tutaj swobodniej niż w Asgardzie. Szczerze mówiąc strasznie brakowało mi ziemi.
Wśród bogów czułam się strasznie nieswojo.
Dmuchnęłam
w pianę, która zaczęła łaskotać mnie w nos i powróciłam do rozmyślań.
Asgard
istnieje, ja mam super moce. Muszę znaleźć kolesia, który pozwoli mi to
wszystko okiełznać. Obecnie siedzę w wieży Starka. Inaczej: biorę kąpiel w
wieży Starka. Nie mogłam uwierzyć we własne szczęście, o ile można było to
nazwać szczęściem. Kto wie, może wezmą mnie do Avengersów? Mimo wszystko
wzdrygnęłam się na samą myśl. Ratowanie ludzi nigdy jakoś nie było moim
marzeniem. Fakt, nigdy nie przechodziłam obojętnie obok potrzebujących, jednak latanie
w pelerynie i masce jakoś nigdy mnie nie kręciło.
Podniosłam
się z wody i wytarłam się ręcznikiem, po czym założyłam szlafrok.
Zmęczona
opadłam na łóżko i prawie natychmiast oddałam się w objęcia Morfeusza. Tego mi
brakowało. Kąpieli, kolacji i wygodnego łóżka. Nareszcie mogłam odpocząć.
Następnego dnia, z samego rana
pożegnałam się z gospodarzami i wyruszyłam w poszukiwaniu adresu, który widniał
na kartce papieru. Chciałam również pożegnać się z ochroniarzem, który dzień
wcześniej utrudniał mi dostanie się do wieży Starka, jednak w budce czatował
jego zastępca. Plus sytuacji był taki, że dostałam numer Pepper, która niemalże
nakazała mi do siebie dzwonić w razie jakiś problemów. Tony, cóż, ten życzył mi
tylko powodzenia i powrócił do swoich zajęć.
Dzień
zapowiadał się cudownie. Pomimo późnej jesieni było nawet ciepło. Na niebie
było parę chmurek, ale słońce dzielnie się przez nie przebijało, pięknie
oświetlając różnobarwne liście, które jeszcze cudem trzymały się na drzewach.
Szłam akurat przez Central Park i napawałam się widokiem. Korzystając z pomocy
Wujka Google próbowałam ustalić mniej więcej kierunek poszukiwań. Jednocześnie
zastanawiając się kim dokładniej może być Strange. W internecie znalazłam jakieś poszczególne informacje, jednak to
wciąż było niewiele. Kluczowym też było to co mogłabym mu powiedzieć. A właśnie
na tym polegał problem. Co niby miałam powiedzieć kolesiowi, którego nigdy na
oczy nie widziałam, a miał mnie de facto nauczyć kontroli mocy. Było to dla
mnie śmieszne, ponieważ jakby do mnie ktoś zapukał z prośbą o naukę czarowania
to daną osobę bym po prostu wyśmiała. Pozostawała jeszcze kwestia tego czy
adres podany na kartce jest prawidłowy. Głupio by wyglądało jakbym zrobiła
wjazd na chatę osobie, która nie miałaby pojęcia co obca baba do niego mówi. W
końcu słowa takie jak "Asgard", "As", "Odyn",
"Thor" i "Loki" nie są jakoś szczególnie często spotykane w
naszym świecie, a samo słowo "magia" kojarzy się z bajkami i
opowiastkami dla dzieci, a w momencie jak próbuje się to przenieść na jakąś
bardziej poważną sferę, człowiek uznawany jest za wariata, albo krótko mówiąc
głupka. Sytuacja jak dla mnie była patowa. Ale z drugiej strony nie miałam za
wiele do stracenia. W razie jakby nie udało mi się skontaktować ze Strangem,
wystarczyło wrócić do Starka. Ten poprzez Tarcze czy Mścicieli skontaktowałby
się z Jane, albo i z samym Thorem i powróciłabym do Asgardu. Zawsze pozostawała
też opcja by po prostu zniknąć i zacząć wszystko na nowo. Nauczyć się
kontrolować swoje wybryki w sposób, który nie zagrażałby zwykłym ludziom i na
nowo zyskać wolność i beztroskę. Jednocześnie mogłabym się gdzieś
przeprowadzić, zmienić imię i nazwisko i udawać, że to życie nigdy nie miało
miejsca.
Z
takimi to myślami stanęłam pod drzwiami mieszkania tzw. Stephena Stranga.
Wystarczyło tylko zapukać. Przez moment się wahałam zastygając z zamiarem
delikatnego uderzenia pięścią, jednak w ostatniej chwili zrezygnowałam.
Napięcie się odwróciłam i zeszłam ze schodów. Jednak nie dane mi było dojść
nawet do chodnika.
***
Zirytowany Loki masował sobie
skronie siedząc na kanapie u Tonego Starka. Thor krążył od jednej ściany do
drugiej nie wierząc we własnego pecha. Iron Man przyglądał się zaistniałej
sytuacji z rozbawieniem, a Pepper nie przejmując się niczym powoli sączyła
sobie kawę przy porannej gazecie.
-Że była tutaj?- jeszcze raz
spytał Kłamca.
-Ano- odparł spokojnie Stark-
Minęliście się z nią. Wyszła od nas jakieś czterdzieści minut temu?- tu
spojrzał pytająco na swoją ukochaną.
-Trzydzieści siedem- kobieta
nawet nie oderwała wzroku od gazety.
-To co, koniaczku na poprawę
humoru?- klasnął w dłonie miliarder przybliżając się do barku.
-Poproszę- odparli niemal
jednocześnie bracia, po czym spojrzeli po sobie zdziwieni.
Jak
to głupie sytuacje łączą ludzi.
Pepper
cmoknęła tylko niezadowolona usłyszawszy pomysł swojego mężczyzny, jednak nie
skomentowała. Domyślała się że bogowie przebyli niełatwą podróż by odnaleźć
dziewczynę, a los z nich sobie paskudnie zakpił.
-Biednemu to wiatr w oczy- rzekł
Thor sadowiąc się obok brata
-I chuj w dupę- dodał Stark
siadając naprzeciwko nich- Szukała niejakiego Stephena Stranga. Ponoć miał jej
w czymś pomóc. Do nas przyszła po adres. W sumie dobrze kombinowała, w ciągu
paru minut znalazłem.
-Nam też możesz dać ten adres-
stwierdził Kłamca
-I dam, oczywiście, ale prócz
tego możecie również liczyć na moją niezawodną i cenną radę.
Rudowłosa
parsknęła pod nosem przez co prawie pobrudziła się kawą. Stark zignorował ją, a
widząc zaciekawione spojrzenie braci kontynuował:
-Dajcie jej spokój.
-Słucham?- Thor miał minę jakby
się właśnie przesłyszał.
-Dajcie jej spokój- powtórzył
Tony- Niech załatwi to co ma załatwić. Jak będzie trzeba to wróci. Zresztą mam
jakieś dziwne przeczucie że tego potrzebuje.
-Ty i przeczucie- mruknął pod
nosem czarnowłosy przez co został spiorunowany spojrzeniem przez miliardera.
-Słuchaj kochaniutki, nie znasz
mnie to się nie odzywaj.
-Dobrze, poczekamy dwa dni.
Jeżeli do tego czasu dziewczyna się nie odezwie, idziemy po nią- zdecydował
Gromowładny, po czym wypił za jednym zamachem całą zawartość szklaneczki.
Skrzywił się i spojrzał na brata, który ze spokojem sączył napój ze swojego
naczynia. Kłamca znowu miał nieobecne spojrzenie, jakby był zamyślony.
Ostatnimi czasy blondyn coraz częściej przyłapywał go na tym, że myślami gdzieś
odpływał. Zastanawiał się tylko czy to dobrze, czy też źle, bo co takiego mogło
siedzieć Psotnikowi w głowie?