sobota, 6 czerwca 2015
Zmora studenta- sesja
Zawaliłam ważne zaliczenie i teraz cały czas siedzę i się uczę aby uniknąć kampanii wrześniowej, także do końca zaliczeń, a następnie sesji nic nie napiszę. Tak więc: do wakacji ;)
sobota, 9 maja 2015
Rozdział IV
Za
wszelakie błędy bardzo przepraszam, troszkę zmęczona dzisiaj jestem. Po tak
długiej nieobecności postaram się w końcu jakoś ogarnąć i dokończyć historię, a
także nadrobić zaległości z Waszymi opowiadaniami. Jeżeli zauważycie jakieś
niedociągnięcia- cóż, muszę na nowo zacząć sobie układać całą koncepcję tej
historii. Co z tego wyjdzie? Zobaczymy.
Warto
wspomnieć, że mam zamiar wyjść po za ramy i schemat. Wszystko co teraz tutaj
będę pisała będę starała się przerzucić na zupełnie inne tory. Uniwersum
Marvela jest ogromne i chcę to wykorzystać.
***
Weszliśmy
do ogromnej sali bogato zdobionej złoceniami, kolumnami i wszechogarniającym
przepychem. Na samym końcu stał tron na którym siedział starszy pan z
zasłoniętym okiem. Rozglądając się wokół żałowałam, że nie mogłam obracać głową
o 360 stopni. W pewnym momencie coś mi strzeliło w szyi wywołując przy tym
nieprzyjemny, kłujący ból. Zaczęłam masować sobie bolące miejsce przypatrując
się mężczyźnie siedzącemu naprzeciw. Zatrzymałyśmy się u stóp schodów
prowadzących do władcy. Miał groźną minę i bacznie obserwował ruchy naszej trójki.
Bracia oddali pokłon przywódcy, a ten skinął delikatnie głową. Biorąc przykład
z Thora i Lokiego, również się pokłoniłam.
-Co macie mi do powiedzenia?
Jeden
z drugim spojrzeli po sobie. Gromowładny miał nietęgą minę. Nigdy nie wiedział
co w takich sytuacjach robić i zawsze zdawał się na swojego brata, który teraz
milczał. Kiedy Loki patrzył wyprostowany na Odyna, Thor zrobił niepewnie krok
do przodu. Atmosfera zgęstniała.
-Ojcze…
-Czy tak bardzo gardzisz Asgardzkimi
kobietami, że za każdym razem sprowadzasz jakąś dziwkę z Midgardu?
-Jane to nie dziwka!- oburzył się
-Ej!- krzyknęłam urażona będąc
pominięta- Słuchaj no koleś!- tu spojrzałam na „pirata”- Co jak co, ale skoro
jesteś podejrzewam, że władcą- tu ponownie ogarnęłam wzrokiem jego siedzisko- czy kimś tam to chyba by jednak należało
świecić przykładem…
-Brak ci ogłady i szacunku do…
-Przepraszam bardzo, ale co jak co,
ale na szacunek to trzeba sobie jednak najpierw zasłużyć. Nie życzę sobie
wyzywania mojej osoby od dziwek- powiedziałam z naciskiem ostatnie zdanie.
Jeżeli myślcie, że ta sytuacja
skończyła się pozytywnie to… tak, mylicie się. Odyn wstał, zgromił mnie swoim
spojrzeniem po czym ryknął:
-STRAŻ! ZABRAĆ JĄ SPRZED MOICH OCZU!
-No to się doigrała- mruknął
rozbawiony Loki.
-Loki!- podniósł głos Thor- Liczyłem
na twoją pomoc- tu dodał ciszej.
-Naprawdę… ups.
Poczułam
jak ktoś mi wykręca do tyłu i szarpie w stronę głównego wyjścia z sali.
-Niech ta bezczelna, wulgarna…
-ODYNIE!- dało się słyszeć kolejny
głos, który tym razem należał do kobiety odzianej w piękne szaty. Spokojnym
krokiem podeszła do tronu siwowłosego- Czemu za każdym razem robisz problemy?
Może wysłuchasz swoich synów nim zaczniesz osądzać…
-Ale ta…- zaczął się tłumaczyć
władca.
-Jeszcze nie skończyłam- przerwała
spokojnie acz groźnie kobieta. Patrzyłam na nią z rozdziawionymi ustami
zupełnie zapominając, że tak nie wypada. Ból w rękach zniknął, ale to wszystko
dlatego, że mój umysł zajął się przetwarzaniem informacji z zawziętej rozmowy
jak się okazało Friggi do której po chwili dołączył Thor. Loki wciąż gapił się
na zaistniałą sytuację. Nie odezwał się ani słowem. Zawzięte spekulacje
przerodziły się w kłótnie małżeńską, jednak jak nie trudno się domyślić stanęło
na korzyść kobiety. Frigga dumnie odgarnęła kilka włosów z twarzy i spytała:
-A więc o co chodzi?
I w
ten sposób zaczęły się wyjaśnienia, które zadecydowały o moim dalszym losie.
***
Obudziłam się. Spojrzałam na sufit
swojej komnaty i cicho westchnęłam. Moje szczęście po raz kolejny mnie ocaliło.
Uniosłam się na łokciach i zerknęłam przed siebie. Były tam ustawione wielkie
drewniane drzwi. Nigdy nie lubiłam spać naprzeciw wyjścia, zresztą nogami do
przodu wynosiło się nieboszczyków. Wyskoczyłam z łóżka i zaczęłam z całej siły
napierać na łóżko, które ani drgnęło. Wyprostowałam się, zakasałam rękawy
swojej piżamy. Dobra, to robota dla moich
super mocy. Stanęłam w rozkroku, wyprostowałam ręce i spojrzałam wrogo na
łóżko. Te ani drgnęło. No co jest-
jęknęłam w myślach rozzłoszczona. Rozległo się pukanie, spojrzałam w ich stronę
i nie bardzo wiedząc, czy krzyknąć na całe pomieszczenie zgodę na wejście, czy
po prostu pójść i otworzyć zdecydowałam się na to pierwsze. Niepewnie
pociągnęłam za klamkę. W drzwiach stał bóg kłamstw.
-Kazali mi po ciebie przyjść. Śniadanie.
-Robisz za ich posłańca?
-Po prostu w ramach naprawy swoich
błędów… nie muszę ci się tłumaczyć.
-Za
rozwalenie ziemi to nawet dożywocie w ciupie byłoby dla mnie za mało.
-Na
szczęście to nie ty o tym decydujesz- zmierzył mnie wzrokiem- Jesteśmy w
Asgardzie wypadałoby żebyś nie wyróżniała się za bardzo swoim… ubiorem. Wiesz,
póki co mieszkasz w pałacu i
należałoby pokazać pewną klasę.
-Nic
innego nie mam- mruknęłam
-Sprawdzałaś
w szafie?- mruknął z głupim uśmieszkiem po czym odwrócił się i sobie poszedł.
Zamknęłam drzwi za nim po czym zaczęłam pokazywać różne niekulturalne gesty w
jego kierunku. Dupek jeden. Zerknęłam
w stronę szafy. Otworzyłam ją, a w środku ukazały się różnokolorowe suknie.
-No
nie- jęknęłam- Nie, nie, nie…
Wzięłam
pierwszą lepszą do ręki. Materiał był całkiem miły w dotyku, kolor
ciemnoniebieski nie był zły, tylko coś co nie ma nogawek nie należało do
wygodnych. Odłożyłam suknie i już chciałam zamykać szafę, kiedy zauważyłam
spodnie. Niewiele myśląc, wyjęłam je i ubrałam po czym wyszłam z komnaty
szukając jadalni.
Mijając co jakiś czas strażników
zauważyłam dziwny, rozbawiony wzrok malujący się na ich twarzach, za każdym
razem jak mnie widzieli. Niezłomnie jednak szłam na przód zastanawiając się
gdzie może być szukana przeze mnie komnata. Podeszłam do uśmiechającego się
młodego strażnika.
-Em…- zaczęłam nie za bardzo
wiedzieć jak należy się poprawnie wypowiedzieć w danej chwili- Czy mógłbyś mi
wskazać drogę do jadalni.
-Mógłbym- odpowiedział strażnik.
Uśmiechnęłam się i czekałam, ale między nami zapanowała cisza.
-Yyy… to gdzie jest jadalnia?-
zwątpiłam w siebie.
-Prosto i na lewo- odpowiedział, a
ja jak najszybciej czmychnęłam.
Zapukałam
do pomieszczenia i weszłam. Wszyscy się na mnie dziwnie spojrzeli. Zajęłam
pierwsze lepsze miejsce, de facto obok Loki’ego i wbiłam wzrok w swoje kolana.
-Co ty na siebie włożyłaś?- syknął
cicho Loki, tak, że tylko ja mogłam go usłyszeć.
-Spodnie- mruknęłam
-To są spodnie bojowe- odpowiedział,
a mi się zrobiło głupio.
Zawsze wydawało mi się, że przy
śniadaniu toczyły się typowo rodzinne rozmowy. W końcu moja idyllistyczna wizja
rodziny to właśnie wspólne posiłki, przy których nawiązuje się całkiem przyjemne
tematy. Ludzie poświęcają sobie czas, słuchają siebie nawzajem… ale nie tu.
Mimo, że byłam w pałacu samych bogów, rodzinna atmosfera tu nie panowała. Odyn
z Thorem rozmawiali o sprawach związanych z Asgardem, Loki się im przysłuchiwał
łapczywie łapiąc każde ich słowo, a Frigga w milczeniu jadła śniadanie. Czułam
się nie swojo. Wiem, że po przedstawieniu jakie odstawiłam w komnacie Odyna nie
powinnam liczyć na żadne poważne traktowanie, ale jednak, ignorowanie mojej
osoby przypominało niezbyt miłe momenty. Jak każde dziecko w sierocińcu,
chciałam nową rodzinę, jednak za każdym razem, byłam pomijana, nawet jak byłam
niemowlakiem, czy małym brzdącem. Teraz każdy był pochłonięty swoimi sprawami.
Przełknęłam ostatni kęs,
podziękowałam i wyszłam. Ruszyłam w stronę swojej komnaty. Miałam ochotę wrócić
na ziemię, gdzie wiodłam całkiem spokojne życie, gdzie pomimo trudności, miałam
ludzi, przyjaciół, którzy zawsze ze mną byli.
-Co panienka ma taką smutną minę?-
odezwał się strażnik, który wcześniej wskazał mi drogę.
-Nowe otoczenie, jeszcze nie
przywykłam- wysiliłam się na uśmiech.
-Spokojnie, to kwestia czasu, życie
pałacowe jest dość szybkie, ale jednocześnie nudne, chyba, że coś się dzieje.
Da radę przywyknąć- puścił mi oczko.
Uśmiechnęłam
się, teraz już bardziej szczerze i odeszłam
***
Odyn odsunął od siebie talerz po
posiłku i spojrzał na swoich synów. Ci zamarli, wiedzieli co się szykuje.
-No więc do dalej?- a kiedy nie
doczekał się odpowiedzi, dodał- Przynieśliście mi tu jakąś znajdę, która nie ma
za grosz manier, ani pojęcia jak należy zachować się w pałacu.
-Odynie, ona jest tutaj zaledwie 12
godzin, czego ty oczekujesz, że człowiek…
-No właśnie, człowiek. Nie As, a
człowiek, zwykły nędzny człowiek.
-Odynie, oczekujesz manier, a sam
ich nie posiadasz, daj dziewczynie czas żeby się oswoić. Po za tym nie wziąłeś
pod uwagę jednej kwestii.
-Właśnie ją wziąłem Friggo- odparł
ponuro bóg- A skoro wy ją przyprowadziliście- tu rzekł do swoich synów- To
waszym obowiązkiem jest wdrążyć ją w Asgardzkie życie.
Thor potulnie skinął głową, za to
Loki starał się w danej sytuacji dostrzec korzyści dla siebie, które bądź co
bądź ciężko było znaleźć.
***
Mając dość tego beznadziejnego
siedzenia w komnacie, poderwałam się z łóżka i ruszyłam w stronę wyjścia. Skoro
tutaj miałam spędzić jakąś część swojego życia nie mogłam się ograniczać do
tego pałacu. Wezbrała we mnie niezwykła ciekawość, chęć poznania, a raczej
zbadania tego innego świata. Będąc
już w swoich normalnych ciuchach (w których czułam się swobodnie), opuściłam
mury pałacu uśmiechając się do każdego napotkanego strażnika obawiając się, że
zaraz zawrócą mnie do komnaty. Jednak po wyjściu na zewnątrz obawa minęła.
Ruszyłam powoli przed siebie rozglądając się we wszystkie strony. Życie toczyło
się swoim normalnym tempem, a przynajmniej tak mi się zdawało. Nikt nie zwracał
uwagi na to jak wyglądam, każdy pochłonięty był swoimi sprawami, a raczej
sprawunkami, gdyż z każdym krokiem byłam coraz bliżej centrum ogromnego
jarmarku. Wszędzie dało się słyszeć głosy targujących się ludzi, co chwile ktoś
przebiegał mi pod nosem. W pewnym momencie zostałam porwana przez tłum ludzi i
nie widziałam gdzie konkretnie idę, ale jakoś nie sprawiało mi to wielkiej
różnicy.
Wyglądem nie wyróżniałam się od
mieszkańców. Wyjątek stanowiły moje ubrania. Parę razy zauważyłam spojrzenia
rzucane w moją stronę. Wydawało mi się to nawet zabawne. Byli zaciekawieni moją
osobą, tak samo jak ja nimi. Przeróżne nowe zapachy, odgłosy, a nawet widoki, składały
się na niezwykłą mieszankę dla moich zmysłów. Straciłam poczucie czasu i drogi,
nie zważałam na to gdzie idę, nie miało to teraz żadnego znaczenia.
Znalazłam się na granicy miasta. Za
mną zostały tłumy, przede mną otwierała się niezbadana przeze mnie przestrzeń.
Kusiło, a nawet bardzo. Wystarczyło zrobić krok, drugi, trzeci… powolny spacer
przerodził się w marsz, następnie w trucht, a potem bieg. Wiatr muskał mnie po
twarzy, zaciągałam się świeżym, rześkim, nieskalanym przez miejskie spaliny
powietrzem, to było cudowne! Wiatr targał moje ubrania, włosy, kuł mnie w oczy,
ale było mi dobrze, po raz pierwszy od dłuższego czasu. Zbiegając z trawiastego
zbocza, potknęłam się. Przekoziołkowałam w dół i wylądowałam na plecach.
Zaczęłam się śmiać. Wolność. Czego innego może człowiekowi brakować? Chwile tak
leżałam patrząc w niebo. A może i dłużej? Zaczęło się już ściemniać. Wspięłam
się na górkę, z której wcześniej zbiegłam i rozejrzałam się. W oddali majaczyły
się dachy budynków i pałac. Zaczęłam iść w tamtą stronę. Będąc w połowie drogi
stało się coś dziwnego. Ziemia się pode mną zarwała i wpadłam do jakiejś dziury,
która okazała się być tunelem. Zjechałam na tyłku w jego głąb zostawiając za
sobą mój głośny krzyk.
Gdziekolwiek
byłam na pewno nie był to Asgard, a już na pewno nie Ziemia. Otaczały mnie
ciemne skały, w oddali majaczyły korony fioletowych (!) drzew. Spojrzałam w
górę, gdzieś cztery metry nade mną był szyb z którego wypadłam. Skoro wpadłam w
głąb Asgardu, powinnam mieć nad sobą skorupę wykonaną ze skał czy ziemi.
Zamiast tego jednak miałam nad sobą niebo. To utwierdzało mnie w przekonaniu,
że znalazłam się w miejscu sporo oddalonym od znanych mi światów.
Musiałam
zacząć działać, nie zamierzałam stać w miejscu i czekać mi na nieznane. Pomimo,
że było tu dość jasno (jak na ciemnopomarańczowe barwy nieba), coś mi
podpowiadało, że niedługo tu również może nastać noc i najlepszym rozwiązaniem
będzie poszukanie jakiegoś bezpiecznego schronienia. Potem przyjdzie czas na
obmyślenie planu działania.
Jednego
byłam pewna- wpakowałam się w niezłe kłopoty.
***
Thor skończył przeszukiwać
najbliższe okolice. Po dziewczynie nie było śladu. Zaniepokoiło go jej nagłe
zniknięcie. Pytając się przypadkowych przechodniów każdy pokazywał miejsce, w
którym prawdopodobnie przekroczyła progi miasta. Chciał wyruszyć na dalsze
poszukiwania, jednak poczekał chwilę na brata i wieści od niego.
-Ty i twoje pomysły Thorze- Loki
zmierzał w jego stronę niezbyt zadowolony- Zobaczysz, przez nią będą same
kłopoty.
-Kłopoty zaczęły się już dawno Loki-
odrzekł spokojnie Gromowładny- Ponoć poszła w tamtą stronę.
-O, nie marzyłem o niczym innym
tylko o zmarnowaniu sobie wolnego wieczoru.
-I
tak by się nikt z tobą nie umówił.
-Skąd wiesz, nie każda lubi
napakowanych byczków- syknął Loki nie zważając na miażdżące spojrzenie blondyna-
Cóż ruszajmy, może znajdziemy ją nim zrobi sobie krzywdę… o ile już sobie tego
nie zrobiła.
Poszukiwania jednak nie dawały
żadnego rezultatu i pewnie by nic nie dały, gdyby nie nikłe, delikatnie tlące
się, niebieskie światełko gdzieś w trawie. Zauważył je Thor po długich
poszukiwaniach. Schylił się i podniósł z ziemi medalion. Obydwoje automatycznie
skupili swoje spojrzenia na wielkiej dziurze obok swojego znaleziska. Loki miał
nietęgą minę. Widząc reakcję czarnowłosego, gromowładny wbił w niego pytający
wzrok.
-Jeżeli to jest to co ja myślę to
nasze kłopoty znacznie się powiększyły.
-Co masz na myśli?
-Przejścia są do różnych światów-
szepnął cicho Kłamca- I wbrew pozorom nie poznaliśmy jeszcze ich wszystkich…
Subskrybuj:
Posty (Atom)