czwartek, 16 stycznia 2014

Rozdział III

Udało się! Kuźwa jak długo, ale jednak! Zwłoka ze względu na rujnujące się moje życie uczuciowe (trololo od życia, w końcu za długo było dobrze) i wszechogarniający chaos. No i ten rozdział napisałam od nowa, tak samo jak dalsze części (dobra, dalsze części siedzą w głowie). Rozdział krótki, ale to dlatego, że planuję w następnym już rozkręcić akcję. Wiecie, akcja, drama, ogólne napierdalanie i "te emocje, te wybuch"- jak to powiedział ładnie NK.
A co do Waszych opowiadań, obiecuję, że nadrobię i bardzo Was wszystkich przepraszam!!
***

          Moje mieszkanie zatrzęsło się nagle. Coś grzmotnęło z potężną siłą o pobliskie budynki. Piski, krzyki i głuche uderzenia dały się słyszeć z ulicy. Kiedy ostatnie uderzenia przypominające osuwanie się budynków ucichły, a pierwsza część paniki nieco osłabła, nastąpił kolejny wstrząs. Rozległ się głośny huk i w następnych samochodach włączyły się alarmy. Kiedy minął mi szok, podeszłam do okna. Zauważyłam ludzi uciekających co sił w nogach jak najdalej od miejsca, w którym „wylądowało” (bo jak można nazwać łupnięcie o ziemię dziwnej bezkształtnej bryły o wielkości 12- piętrowego bloku) to coś. Oczywiście nie obyło się bez głośnych, przerażających krzyków. Gwałtownie odskoczyłam od okna, kiedy niebo przecięła ogromna błyskawica z towarzyszącym jej znajomym grzmieniem burzy. Stanęłam na środku pomieszczenia i w panice zaczęłam się rozglądać. Z jednej strony byłam ciekawa co się działo na zewnątrz, z drugiej nie byłam aż tak głupia, aby wybiec z domu i na przekór wszystkiemu i wszystkim biec, aby zbadać niezwykłe wydarzenie. Oczywistym jest fakt, że zostałam w mieszkaniu. Życie było mi jeszcze miłe, bardzo miłe. Chwiejnym, roztrzęsionym krokiem skierowałam się w stronę kanapy i usadowiwszy się na niej wcisnęłam się jak najmocniej w jej róg obserwując powoli unoszący się szaro-brązowy pył i dziwne blaski za oknem. Przerażone krzyki cichły i teraz zmieniły się w inne, jakby okrzyki walki, ale nie przerażonego tłumu, a tylko paru osób. Co jakiś czas dało się słyszeć hałas związany z uderzeniem czegoś o pobliskie budynki, łupnięcia, czy rozwalanie pobliskich ścian i murów. Zebrałam się na odwagę i na czworaka podeszłam bliżej okna. Oparłam się plecami o ścianę i złapałam parę głębokich oddechów, po czym odwróciłam się i uniosłam głowę aby wyjrzeć na zewnątrz.

            To było nagle. Ledwo mija głowa sięgnęła parapetu, coś wybiło okno i kawałek ściany wokół niego. Od uderzenia w głowę dzieliły mnie centymetry, ale pęd powietrza jaki spowodowała wlatująca do mojego mieszkania postać, sprawił, że upadłam na plecy dwa metry od nowopowstałej dziury. Syknęłam z bólu, jaki spowodował nie tyle upadek co wyrwa w ścianie. Zamrugałam parę razy starając się usunąć pył z oczu.
            -Ja pierdolę- mruknęłam pod nosem.
Podniosłam się i błyskawicznie odwróciłam w stronę postaci, która teraz z takim samym zdziwieniem patrzyła na mnie.

            Po wyglądzie widać było, że nie należy do rasy ludzkiej. Długie, czarne, poskręcane w nieładzie włosy zasłaniały dziko wyglądającą twarz. Jego skóra, jeżeli można było to tak nazwać strukturą przypominała popękaną glinę. Wycelował we mnie coś na wzór grubej gałęzi z dziurą w środku. Przyjrzałam się bez emocji dziwnemu obiektowi i dopiero jak zauważyłam pojawiające się wewnątrz zielone światło uświadomiłam sobie, że mogę mieć wielkie kłopoty, Dotarła do mnie gwałtowna myśl, że koleś celuje do mnie z jakiejś nieznanej mi broni. Usłyszałam jak istota wystrzeliwuje pocisk. Adrenalina podskoczyła mi gwałtownie i jak na jakimś tanim filmie akcji odskoczyłam w bok unikając strzału. Zachwiałam się na drżących nogach chcąc złapać równowagę. Kolejny świst dobiegł moje uszy, wciąż chwiejąc się oddałam się siłą grawitacji i poleciałam jak długa na ziemie, czując jak gruz wżyna mi się w brzuch. Szybko przeniosłam się na plecy i znieruchomiałam wystraszona z wytrzeszczonymi oczami nie mogąc nawet drgnąć. To coś stało dosłownie nade mną i celowało prosto w moją głowę. Końcówka broni rozpalała się na zielono. Czekałam na ten słynny moment przelatujących wspomnień z życia. Udało mi się tylko zamknąć oczy i czekałam. Jednak najgorsze coś nie mogło nastąpić. Usłyszałam świst obok mojego ucha i powiew gorącego wręcz powietrza po lewej stronie mojej twarzy. Przeciwnik ponownie wbił się w ścianę. Uniosłam się i zauważyłam, że przyciśnięty był do ściany wielkim młotem. Kiedy rzecz, która przyczyniła się do obezwładnienia napastnika zaczęła wracać do właściciela lecąc prosto w stronę mojej twarzy, wystraszona skuliłam się. Postać minęła mnie, złapała za fraki nieprzytomnego osobnika i wywaliła przez okno, a raczej dziurę będącą niegdyś oknem, jak gdyby nigdy nic. Obrońca już miał wyskoczyć z mojego mieszkania, kiedy zauważył na stole połyskującą rzecz. Podniósł ją i uważnie zaczął się jej przyglądać mamrocząc coś pod nosem. Następnie spojrzał na mnie i się spytał:
            -Czy to jest twoje?
Kiwnęłam potakująco głową nie mając odwagi, aby wydać z siebie jakikolwiek dźwięk. Mężczyzna zamyślił się, a potem jakby otrząsnął się przypominając sobie o rozróbie za oknem i z powrotem wskoczył w wir walki. Oniemiała patrzyłam przez chwilę w miejsce, w którym przed chwilą stał sam Thor. W głowie szukałam jakiegoś miejsca, w którym mogłabym się spotkać. Powoli podniosłam się i robiąc kroki w tył kierowałam się w stronę drzwi nie spuszczając wzroku z luki w ścianie, bojąc się, że zaraz ktoś jeszcze zechce wpaść i przywitać się ze mną w dość nietypowy sposób. Kiedy już dotknęłam plecami drzwi, błyskawicznie je otworzyłam i wybiegłam na zewnątrz w stronę schodów prowadzących w dół. Mój cel- piwnica. Wydawało mi się to być najlepszym miejscem na schowanie przed światem. Pokonałam ostatnie schody prowadzące na parter i pędem ruszyłam ku drzwiom od piwnicy. Drżącą dłonią wyjęłam z kieszeni klucze i próbowałam wepchnąć je do zamka. Kiedy w końcu mi się to udało i przekręciłam je, szarpnęłam za klamkę chcąc wbiec do środka. Jednak w momencie postawienia kroku na pierwszym stopniu poczułam czyjś ucisk na ramieniu i mocne szarpnięcie. Odwróciłam się i uniosłam głowę by spojrzeć w zielone oczy. Wyszarpałam się z uścisku i gwałtownie cofnęłam się. Prowadzące w dół stopnie dały się we znaki, straciłam równowagę i poleciałam do tyłu. Pomocy- przemknęło mi przez myśl. Dziwne szarpnięcie w okolicach pępka spowodowało we mnie jeszcze większe przerażenie. Zdziwiona postać na szczycie schodów przede mną zniknęła. Wszystko spowiła ciemność. Stałam w jakimś pomieszczeniu, nie widziałam nic. W gardle urosła mi olbrzymich rozmiarów gula. Przyznam się, że w tym momencie opanował mnie strach. Nie wiedziałam gdzie jestem, jak się wydostać i czy w ogóle jest to możliwe. Zrobiłam krok przed siebie, ale natychmiast potknęłam się o walający się pod nogami przedmiot. Głową nabiłam sobie guza o będące naprzeciwko, jak się później okazało drzwi. Zaczęłam z całych sił walić w nie i drzeć w niebogłosy.
            -Przestań się tak miotać, bo ci jeszcze łeb przez przypadek odstrzelę- usłyszałam po drugiej stronie, po czym dobiegły mnie dwa huki sprawiające, że drzwi wyleciały z zawiasów.
A jeżeli oni wiedzą? Przemknęło mi przez myśl. Miało to sens, co jeżeli dowiedzieli się, że nie jestem normalnym człowiekiem. I nagłe pojawienie się w zamkniętym pomieszczeniu. Byli tam wszyscy, wymieniać nie będę, bo to mija się z celem, ale dziwnie się czułam będąc wśród osób broniących świata przed złem i innymi takimi. Jakoś poczucie dumy, cnoty i honoru nie było mi zbytnio znane, a raczej całkowicie obce. Ukradkiem rozejrzałam się szukając wzrokiem osoby, która przed chwilą spotkałam na szczycie schodów. Był tam, stał obok Thora. Wyglądał na znudzonego zaistniałą sytuacją. Stał z założonymi rękoma i posyłając mi ironiczny uśmiech. Loki, osoba która na Ziemi nie była zbyt mile widziana, teraz stała przy tych „pozytywnych”. Czyżby się stoczył? Prychnęłam cicho i rozejrzałam się po zebranych.
            -Woah, zaszczyt mnie kopnął, Avengers w pełnym składzie plus dupek, który ostatnio rozwalił nam pół miasta. Wybaczcie- nie zbieram autografów- rzekłam ironicznie
            -To dobrze, szkoda by mi było długopisu na ciebie- odpowiedział blaszak- Ja ciebie znam, to ty mi ostatnio prawie maskę wgniotłaś.
            -Było uważniej jeździć
            -Następnym razem dodam gazu- rzuciliśmy sobie niezbyt przyjemne spojrzenia. Atmosfera się zagęściła. Banner odchrząknął znacząco by dać nam do zrozumienia, że nie ma zamiaru bawić się w podrzędne porachunki. Wzięłam głęboki oddech i odwróciłam się w stronę schodów prowadzących na górę.
            -A ty dokąd?- spytała Czarna Wdowa. Dało się słyszeć naciąganie cięciwy przez łucznika- Thor ma do Ciebie sprawę.
            -Ale ja do niego nie, muszę ogarnąć mieszkanie, gdyż przez rozróby sprzed kilku chwil rozwaliło mi 1/3 ściany.
            -Sądzę, że tym już się nie musisz martwić- rzekł Thor uważnie przyglądając się mi.
Wiedziałam, że to oznacza kłopoty. Przystanęłam i zagryzłam niepewnie wargi.
            -Kurwa, wiedziałam, że zaczął się dla mnie pechowy okres…

***
           
            Siedzieliśmy u Starka. Czułam się niepewnie w towarzystwie całej ekipy Avengers. W tej nieciekawej chwili rąbek mojej koszuli wydawał się niezwykle interesujący. Jednym uchem słuchałam rozmów, a drugim je wypuszczałam. Co jakiś czas automatycznie potakiwałam głową.
W pewnym momencie poczułam na sobie spojrzenie. Rozejrzałam się po zebranych.
            -Hm?- mruknęłam niepewnie.
            -Powinnaś pójść z nimi- usłyszałam Steve’a.
            -Nie jestem przekonana co do tego pomysłu. Dobrze mi się tutaj żyje.
            -Zwłaszcza jak się obsługuje bandę napalonych świń- rzekł Stark
            -To nie jest najgorsze piekło.
            -Ano, nie jest, w końcu nie raz widziałem piekło- powiedział groźnie Tony patrząc mi w oczy.
            -Spędziłam całe dzieciństwo w sierocińcu to prawie to samo- syknęłam w odpowiedzi- Coś jeszcze masz do powiedzenia w tym temacie?
Tony już otwierał usta aby odpowiedzieć, ale ubiegła go wyraźnie już zirytowana Natasha.
            -Możecie w końcu przerwać te gówno warte docinki między sobą. Loki ma niezły ubaw z was- tu wskazała skinięciem głowy czarnowłosego, wygodnie rozsadzonego na kanapie z wesołym uśmieszkiem na twarzy.
            -Jak tak go to bawi to może dołączyć- skrzyżowałam ręce na piersi.

***

Obudziłam się i usiadłam na łóżku. Zatrzęsłam się z zimna. Koc, którym zasłoniłam dziurę oczywiście niewiele dawał i chłód nocy bez problemu przedostawał się do mieszkania. Przykryłam się szczelniej kołdrą i oparłam plecami o ścianę. Cicho westchnęłam przypominając sobie rozmowę z Thorem. Niewiele rozumiałam z tego co do mnie mówił. Jakieś krainy, przejścia, nazwy których nie potrafiłam zapamiętać, a wszystko to powiązane z mitami nordyckimi, o których nie mam zielonego pojęcia. Oczywiście obiło mi się o uszy parę bardziej znanych imion, ale to przez 15 minut, parę lat temu w szkole…
W kółko powtarzałam sobie urywki rozmów z Thorem.

-Chodzi o to, że tego medalionu nie może nosić byle kto…
-No nie! I teraz mi pewnie powiesz, że jestem jak Harry Potter, który przeżył jakąś straszną tragedie, muszę pokonać zło rządzące światem i odnaleźć, bądź zmierzyć się z własnym przeznaczeniem?
-Jak kto? Co? Nie wiem kim był twój kolega, ale nie, nie to miałem na myśli.
Czyli nie muszę się obawiać o własne życie. Nic strasznego mi nie grozi. Mam do wyboru gnić cały czas na ziemi, albo ruszyć swoje dupsko i poznać coś nowego…

-Metal z którego zrobiony jest medalion może być w posiadaniu tylko kogoś kto ma w swoich żyłach choć odrobinę Asgardzkiej krwi. A patrząc na ciebie i pewne zdarzenia mające miejsce w twojej obecności, wychodzi na to, że wielce prawdopodobnym jest fakt iż wywodzisz się stamtąd.

Nalałam sobie szklankę wody i wypiłam wszystko jednym haustem. Skoro tak, skoro nie należę do tego świata, to czy nie lepiej by było gdybym wróciła na swoje miejsce? Tylko co to zmieni? Tam też będę musiała znaleźć dach nad głową, pracę, przyjaciół… Możliwe jest że od nowa będę musiała przechodzić przez te wszystkie trudne sprawy, jakie tu mam już za sobą. Spojrzałam na koc wiszący na ścianie i z zażenowaniem zdałam sobie sprawę, że z tego tak szybko się nie wypłacę.
Spojrzałam na zegarek. Zbliżała się druga. Będę tego jeszcze żałować. Pomyślałam i gwałtownie zerwałam się z łóżka, błyskawicznie się zerwałam i poszukując plecaka, zaczęłam zbierać najbardziej potrzebne mi rzeczy, które przy okazji rzuciły mi się w oczy, na stole. Wybiegłam z mieszkania, a przechodząc obok drzwi Pani Thomson wetknęłam w szczelinę list, w którym dziękowałam za wszystko co dla mnie zrobiła. Przystanęłam przed wyjściem z budynku. Mogłam się jeszcze cofnąć. Zapomnieć o tym co się wydarzyło i wieść normalne, ludzkie życie. Te moce na pewno można było jakoś opanować, sprzeciwić się im, czy nawet wyleczyć. Porywałam się z motyką na słońce i bałam się konsekwencji swoich zamiarów. Z drugiej strony… wizja poznania rodziny, przeszłości, dowiedzenia się czegoś o sobie, była ogromna. Odkąd pamiętam zastanawiałam się, czemu rodzice mnie nie chcieli. Teraz była szansa, żeby to odkryć.

            I to chyba ta ostatnia myśl skłoniła mnie do postawienia kroku na przód przekraczając próg. Zaczęłam biec mając nadzieję, że zdążę na czas…

           W oddali zobaczyłam dwie postacie, po ich sylwetkach rozpoznałam Asów. Podbiegłam do nich zdyszana. Jak się okazało oprócz nich była też jakaś kobieta. Po krótkim i szybkim zapoznaniu się dowiedziałam się, że jest to dziewczyna Thora o imieniu Jane. Oddaliłam się parę kroków widząc, że chcą się z sobą czule pożegnać. Stanęłam obok siedzącego na dużym kamieniu Lokiego. Po paru minutach parka podeszła do nas. 
-To którędy teraz?- zapytałam badając wzrokiem wszystkich po kolei.
Blondyn porozumiewawczo spojrzał na swoją ukochaną po czym zrobił krok w moją stronę i objął mnie w pasie. Oderwałam się od niego oburzona.
            -Te, czarusiu, pomyliłeś mnie chyba ze swoją kobietą- skrzyżowałam ręce na piersi.
            -Dobrze by było jakbyś złapała się któregoś z nas- rzekł Thor.
            -Słaby tekst na podryw- odpowiedziałam nieczule
            -On ma rację- Jane uśmiechnęła się do mnie smutno, widać, że nie chciała ponownej rozłąki z gromowładnym- Lepiej będzie jak go złapiesz.
            Cudownie, miałam do wyboru lecieć gdzieś, nawet do końca nie wiadomo gdzie trzymając się albo napakowanego byczka, który ma dziewczynę, albo psychicznego megalomana ogarniętego rządzą władzy. Ironia tej sytuacji przytłaczała mnie. Co wybrać- wydłubanie oczu przez zazdrosną dziewczynę (nie jest- przyp. autorki), czy zginięcie z ręki Lokiego.
Kobieta chwyciła mnie za ramię i potakująco kiwnęła głową.
            -Spokojnie, będziesz z nim bezpieczna.
Uśmiechnęłam się niemrawo po czym skierowałam się w stronę zielonookiego, który ze znudzeniem i niecierpliwością przyglądał się obserwował obecną sytuację.
            -Wybacz, lubię swoje życie- powiedziałam mijając go i zbliżając się do Thora.
            -Och, jaka szkoda- zakpił Kłamca.
Ostatni raz omiotłam spojrzeniem wszystko co znałam. Poczułam w sercu dziwny żal, a jednocześnie lęk przed tym co miało nastąpić. Dla pewności kurczowo przytrzymałam się ręki Thora i blada spojrzałam na dziewczynę. Miała łzy w oczach.
            -Heimdallu!- zawołał blondyn, a po chwili rozległ się błysk z towarzyszącym mu grzmotem. Chciałam się pożegnać, powiedzieć coś miłego, ale w momencie kiedy otworzyłam usta, pęd powietrza spowodowany nagłym „wystartowaniem” wleciał mi do gardła sprawiając, że zaczęłam się krztusić. Otoczyły mnie barwne wielokolorowe światła, wyglądało to cudownie. Na wszelki wypadek wzmocniłam uścisk na przedramieniu Thora. Nagle wlecieliśmy do dziwnego pomieszczenia. Gromowładny mnie puścił, kiedy tylko znaleźliśmy się w środku. Nie byłam na to gotowa. Straciłam równowagę i robiąc parę kroków w przód z próbą odzyskania jej, niezdarnie wylądowałam na ziemi obijając sobie kolana. Syknęłam z delikatnego bólu.
            -Niezdara- mruknął Loki mijając mnie.
            -Witaj w Asgardzie- usłyszałam rozradowany głos Thora.